Stosowałam Diane-35 przez ponad pół roku, bo miałam spory problem z trądzikiem – głównie na żuchwie i plecach. Lekarz przepisał mi właśnie ten lek, mówiąc wyraźnie, że to są pełnoprawne pigułki antykoncepcyjne, które chronią przed ciążą tak samo skutecznie jak inne. Więc od tej strony byłam spokojna – zero obaw, że coś „nie zadziała”.
Niestety – u mnie nie zadziałały na trądzik, kompletnie. Cera jak była problematyczna, tak była, a w zamian dostałam zapalenia żył… I od tamtej pory po każdej próbie powrotu do hormonów czuję obciążenie nóg, jakby były ciężkie, spuchnięte, takie nie moje. Lekarze powiedzieli mi jasno: nie mogę już stosować antykoncepcji hormonalnej w ogóle, bo ryzyko powikłań naczyniowych jest zbyt wysokie. Mam w szafce jedno niezużyte opakowanie Diane i szczerze? Chyba je wyrzucę, bo wiem, że już mi się nigdy nie przyda.
Dlatego jak ktoś mnie pyta, czy warto zaczynać od Diane, to zawsze odpowiadam: jeśli już decydujesz się na tabletki, to wybieraj te o najniższych możliwych dawkach hormonów, nawet jeśli są droższe. Serio, to nie jest coś, na czym warto oszczędzać – zdrowie się nie regeneruje z dnia na dzień. Czasem te „mocniejsze” pigułki dają szybki efekt na cerę, ale kosztem rzeczy, których potem nie da się łatwo cofnąć.
I co najlepsze – trądzik udało mi się wyleczyć dopiero wtedy, kiedy odstawiłam hormony i poszłam do dermatologa i kosmetyczki – w tej właśnie kolejności. Leczenie dermatologiczne, potem zabiegi u kosmetyczki, kwasy, odpowiednia pielęgnacja – i dopiero wtedy skóra się ogarnęła. Tak że wcale nie trzeba się faszerować hormonami, żeby się pozbyć problemu. U mnie akurat Diane nie pomogła na to, na co miała pomóc, a zostawiła po sobie poważne skutki. Ale wiadomo – każda z nas reaguje inaczej. Tylko dobrze, żeby każda decyzja była przemyślana, a nie „bo lekarz przepisał i tyle”.