Jakie są Wasze doświadczenia z lekiem Fevarin? Czy zauważyliście poprawę w leczeniu depresji lub zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych? Czy wystąpiły u Was jakieś skutki uboczne, takie jak nudności, senność, bezsenność, bóle głowy, suchość w ustach, drżenie, nadmierne pocenie się, zmniejszenie libido czy przyrost masy ciała? Wasze opinie mogą być cennym wsparciem dla innych osób stosujących ten lek – każda historia ma znaczenie!
Biorę Fevarin od około pół roku, jednak w tym czasie trzykrotnie zmieniałam dawkowanie. Na początku zaczęłam od 50 mg, ale nie zauważyłam żadnych efektów. Następnie zwiększyłam dawkę do 100 mg, lecz wtedy czułam się jak lunatyczka, więc wróciłam do 50 mg. W pewnym momencie przestałam brać lek na tydzień, żeby sprawdzić, czy w ogóle działa, ponieważ nie odczuwałam różnicy. Niestety skończyło się to atakiem paniki.
Lekarz zasugerował przyjmowanie 100 mg na noc, więc obecnie biorę dwie tabletki po 50 mg. Ogólnie nie jest źle, ale rano czuję się zupełnie nieprzytomna.
Jak dotąd nie widzę żadnej poprawy. Biorę 75 mg na dobę, ale rano wstaję kompletnie nieprzytomna, jakbym w ogóle nie spała przez całą noc. Zastanawiam się, ile jeszcze trzeba czekać na jakiekolwiek efekty – o ile w ogóle się pojawią. Coraz częściej myślę o zmianie leku, bo czuję się tak samo zdołowana, a na dodatek nie odczuwam żadnych pozytywnych zmian. Nawet nie wspomnę o libido, które praktycznie spadło do zera. To jakaś tragedia. Chcę w końcu zacząć normalnie żyć… !!!
Hej. Biorę Fevarin już od 3 miesięcy (100 mg na dobę). Oczywiście oznacza to konieczność odstawienia alkoholu oraz zmaganie się z efektami ubocznymi, takimi jak zawroty głowy, senność przeplatająca się z nadpobudliwością. Lęki trochę się zmniejszyły, a powoli zaczynam myśleć bardziej pozytywnie. Niestety, od wczoraj mam wrażenie, że wracają “złe myśli”. Psychiatra powiedział, że leczenie trwa minimum 6 miesięcy, więc jestem dopiero na półmetku.
Lekarz przepisał mi Fevarin na stany lękowo-depresyjne (moim zdaniem z przewagą tych depresyjnych). Wcześniej przez 1,5 miesiąca brałem Efectin, który przyniósł znaczną poprawę, ale miła Pani doktor uznała, że Efectin “za bardzo mnie nakręca”. Przesiadłem się więc na Fevarin (100 mg/doba) z dodatkiem Cloranxenu 10 mg przed snem, bo podobno Fevarin może działać nasennie.
Pierwszy tydzień praktycznie przespałem. Drugi też. Kawa, w jakiejkolwiek ilości, nie dawała rady. Potem wystarczało mi 14 godzin snu, co już pozwalało obejrzeć dobranockę… no, może nie całą, ale zawsze coś. Pod koniec opakowania zauważyłem pewną poprawę nastroju, a lęki były jakby trochę mniejsze. Ale ta senność… nie do zniesienia.
Kolejna wizyta u miłej Pani doktor. Dowiedziałem się, że Fevarin nie powinien mnie aż tak usypiać, co oznacza, że ten lek najprawdopodobniej nie jest dla mnie. Finalnie wróciłem na Efectin. Wtf? Mam nadzieję, że lekarz wie, co robi.
Biorę Fevarin już od dwóch tygodni, ponieważ zmagam się z nerwicą natręctw. Natręctwa nieco się wyciszyły, co jest pozytywną zmianą, ale pojawiły się pewne skutki uboczne. Na początku odczuwałem intensywną pobudzenie – miałem wrażenie, jakbym miał „kopa”. Nie chciało mi się spać (bezsenność) ani jeść. Obecnie sytuacja z bezsennością się poprawiła, śpię w miarę normalnie, ale wciąż odczuwam lekki ból głowy.
Najbardziej niepokojące jest jednak to, że od kilku dni jestem bardzo podenerwowany i odczuwam dziwne uczucie wewnętrznej złości – jakbym miał ochotę coś zniszczyć. Mam problem z odnalezieniem się w codzienności, a do tego nie czuję żadnych emocji. Nie potrafię cieszyć się z czegokolwiek ani odczuwać przyjemności. Ten stan bardzo mnie męczy.
Zastanawiam się, czy to tylko chwilowe działanie leku, czy może powinienem go odstawić. Chodzę rozdrażniony i niespokojny. Czy ktoś z was miał podobne doświadczenia? Jak sobie z tym radziliście?
Biorę Fevarin od dwóch miesięcy. Na początku pojawiły się skutki uboczne: wymioty, brak apetytu, zawroty głowy w nocy, a także nadmierna senność, która utrzymuje się do dziś – mogę zasnąć o każdej porze dnia, wystarczy, że się położę. Dodatkowo przez pierwsze dwa tygodnie miałam mnóstwo energii, do tego stopnia, że kiedy budziłam się w nocy, musiałam robić przysiady :D. Miałam też silne poczucie frustracji, jakbym chciała coś rozwalić.
Na szczęście po 2–4 tygodniach większość tych objawów ustąpiła (senność niestety została), a mój nastrój znacznie się poprawił! Obecnie biorę tylko 50 mg dziennie (zaczynałam od 25 mg). To raczej niewielka dawka, szczególnie że Fevarin jest uznawany za stosunkowo łagodny lek w swojej kategorii. Z drugiej strony działanie podobno może zależeć od masy ciała, a przez nerwicę natręctw sporo schudłam, co mogło wpłynąć na efekty leczenia.
Chyba mogę się nazwać rekordzistką, bo Fevarin biorę już czwarty rok. To stosunkowo łagodny lek, działa powoli, ale przynosi efekty. Warto jednak pamiętać, że może obciążać wątrobę, dlatego lekarz psychiatra powinien co jakiś czas zlecać badania krwi (to te same badania, które wykonuje się np. przy stosowaniu antykoncepcji hormonalnej).
Podczas pierwszego ataku, czyli około cztery lata temu, Fevarin zaczął działać już po tygodniu. Stopniowo sytuacja stabilizowała się do tego stopnia, że praktycznie zapomniałam o chorobie. Jednocześnie chodziłam na psychoterapię, co na pewno miało ogromny wpływ na tak dobre efekty. Później zdarzały się nawroty (cierpię na nerwicę natręctw i depresję), ale były one krótsze – trwały około tygodnia i nie były już tak intensywne, jak na początku.
Z czasem zmniejszyłam dawkę do 50 mg dziennie (wcześniej brałam nawet 300 mg). Niestety, około dwa miesiące temu nieświadomie zaczęłam odstawiać lek – czułam się tak dobrze, że nie zdawałam sobie sprawy, jak nierozsądne było to działanie. Po miesiącu wpadłam w taki stan, że myślałam, że już nie dam rady funkcjonować. Wróciłam do psychiatry, który zalecił dawkę 100 mg na dobę. Po dwóch tygodniach nie zauważyłam poprawy, choć powinna się już pojawić, więc zwiększyłam dawkę do 150 mg. Dopiero wtedy efekty zaczęły się stopniowo pokazywać – objawy somatyczne szybko ustąpiły, choć natręctwa nie zniknęły całkowicie.
Jeśli chodzi o skutki uboczne, miałam na początku jadłowstręt, ale z czasem minął. Zaczęłam też przesypiać całą noc, co wcześniej było dla mnie problemem, choć w ciągu dnia nadal zdarza mi się być senna.