Zażyłam jednorazową dawkę 150 mg, zgodnie z zaleceniami lekarza. W ulotce czytałam, że poprawa powinna nastąpić w ciągu 24–48 godzin, i faktycznie, u mnie tak było, choć nie od razu poczułam wyraźną ulgę.
Pierwszego dnia objawy – swędzenie, pieczenie i ogólny dyskomfort – wciąż były odczuwalne, choć wydawało mi się, że świąd był nieco mniej intensywny. Dopiero drugiego dnia zauważyłam większą różnicę: pieczenie zaczęło ustępować, a swędzenie stało się sporadyczne. Po trzech dniach objawy prawie całkowicie zniknęły, choć przez jakiś czas odczuwałam jeszcze delikatny dyskomfort, który, jak sądzę, wynikał z regeneracji błony śluzowej.
Jeśli chodzi o skuteczność, jestem zadowolona – flukonazol rzeczywiście poradził sobie z infekcją. Jednak warto zaznaczyć, że reakcja na lek może być różna w zależności od osoby. Moja znajoma, która stosowała ten lek, musiała wziąć dodatkową dawkę po trzech dniach, bo jej objawy były bardziej zaawansowane. Inna koleżanka zauważyła poprawę niemal natychmiast, już po kilkunastu godzinach od zażycia leku.
Co do skutków ubocznych, u mnie praktycznie ich nie było. Jedyną rzeczą, jaką zauważyłam, było lekkie uczucie zmęczenia dzień po zażyciu tabletki, ale nie jestem pewna, czy to na pewno wynik działania leku, czy może zwykłe zmęczenie po nieprzespanej nocy (przez infekcję miałam problemy ze snem). Natomiast słyszałam, że u niektórych osób mogą wystąpić drobne skutki uboczne, takie jak bóle głowy, zaburzenia żołądkowe czy uczucie suchości w ustach. Lekarz uprzedzał mnie też, że flukonazol może obciążać wątrobę, więc jeśli ktoś ma z nią problemy, powinien to zgłosić przed rozpoczęciem leczenia.