Opinie Ketilept

Jakie są Wasze doświadczenia ze stosowaniem leku Ketilept w leczeniu zaburzeń psychicznych, takich jak schizofrenia, epizody maniakalne lub depresja w chorobie afektywnej dwubiegunowej? Czy zauważyliście poprawę nastroju, zmniejszenie objawów psychotycznych lub innych trudnych stanów? Jakie efekty uboczne pojawiły się u Was podczas terapii – czy występowała uciążliwa senność, zawroty głowy, suchość w ustach, przyrost masy ciała, problemy z koncentracją lub inne objawy? Wasze opinie i osobiste historie mogą być niezwykle cenne dla osób, które rozważają rozpoczęcie leczenia Ketileptem lub zmagają się z podobnymi trudnościami psychicznymi i emocjonalnymi. Podzielcie się swoimi doświadczeniami – zarówno tymi pozytywnymi, jak i trudnymi.

  • Bardzo dobrze
  • Przeciętnie
  • Słabo
0 głosujących

Doświadczyłam psychozy już od wczesnych lat nastoletnich, ale dopiero w wieku 17 lat (na przełomie 2017 i 2018 roku) zdiagnozowano u mnie zaburzenie schizoafektywne typu dwubiegunowego. Od tego momentu Ketilept stał się moim „cudownym” lekiem – takim, który naprawdę zmienił wszystko.

Wcześniej próbowano u mnie leczenia samymi antydepresantami, zanim ktokolwiek zaczął na poważnie traktować moją psychozę. Te próby sprawiały, że czułam się zupełnie inną osobą, jakby oderwaną od siebie. Doprowadziły nawet do objawów zespołu serotoninowego. Dopiero po włączeniu Ketileptu w niskiej dawce początkowej – zaledwie tydzień później – zaczęłam czuć, że odzyskuję kontakt z rzeczywistością. Miałam wrażenie, że wracam do siebie, że znów mam jakąkolwiek tożsamość i kontrolę nad swoim umysłem.

Z biegiem lat stopniowo zwiększałam dawkę – zaczynałam od 20 mg raz dziennie na noc, a ostatecznie, krok po kroku, dotarłam do poziomu, na którym jestem od 2021 roku: 500 mg dziennie, z czego 400 mg wieczorem i 100 mg rano. To ustawienie sprawdza się u mnie niemal idealnie – efekty są stabilne, a objawy niemal całkowicie ustąpiły.

Oczywiście, nadal zdarzają się sporadyczne halucynacje czy epizody paranoi, ale są one na tyle łagodne, że potrafię sobie z nimi radzić. Co więcej – mam teraz zdolność do ich rozpoznawania. Wiem, że nie są prawdziwe. Wiem, że nic mi nie grozi. I to jest największa zmiana po prawie siedmiu latach leczenia Ketileptem – odzyskałam poczucie bezpieczeństwa i kontroli nad własnym umysłem.

Ten lek dosłownie uratował mi życie. Początki były trudne – musiałam przyzwyczaić się do tego uczucia „zamglenia” w głowie i ciągłej senności, które pojawiły się na początku terapii. Jednak większość skutków ubocznych zniknęła po około sześciu miesiącach. Przez cały okres stosowania przytyłam około 13–14 kilogramów, ale to było rozłożone na przestrzeni dziesięciu lat – i ostatnio udało mi się zrzucić tę wagę. Wymagało to pilnowania kalorii i wprowadzenia zdrowych nawyków, ale szczerze mówiąc – to i tak było dla mnie korzystne.

Ketilept bardzo mi pomógł w walce z natrętnymi myślami i depresją. To właśnie dzięki niemu jestem dziś w miejscu, w którym mogę normalnie funkcjonować. Obecnie wystarcza mi dawka 50–100 mg, która dobrze utrzymuje mnie w równowadze. Zdarzyło się tylko dwa razy w ciągu osiemnastu lat, że lekarz musiał zwiększyć mi dawkę do 200–300 mg, kiedy miałam poważniejszy epizod depresyjny, ale były to wyjątkowe sytuacje.

Piszę to wszystko z myślą o osobach, które zastanawiają się, czy warto spróbować leczenia Ketileptem. Sama miałam wiele obaw, ale dziś wiem, że to była jedna z najlepszych decyzji, jakie podjęłam. Gdyby nie ten lek, naprawdę nie wiem, gdzie bym dziś była.

Potrzebowałam około tygodnia, może półtora, zanim mój organizm w pełni przyzwyczaił się do działania Ketileptu, ale dziś – po prawie roku regularnego stosowania – mogę szczerze powiedzieć, że moja jakość życia poprawiła się ogromnie.

Tak jak wiele innych osób, również zauważyłam, że lek niesamowicie pomaga w zasypianiu. Przed rozpoczęciem leczenia spałam maksymalnie 4–6 godzin na dobę, a i tak często budziłam się zmęczona, z uczuciem napięcia. Od kiedy biorę Ketilept, śpię spokojnie 8 godzin każdej nocy, a rano budzę się wyspana i z większą energią niż kiedykolwiek wcześniej.

Pierwsze dni nie były łatwe – przez pierwszy tydzień, może półtora, czułam się senna i przytłumiona w ciągu dnia, miałam momenty zawahania i nawet myślałam, żeby przerwać kurację. Ale postanowiłam wytrwać – i jestem dziś naprawdę wdzięczna, że się nie poddałam. Od początku przyjmuję 100 mg na noc, i ta dawka idealnie się u mnie sprawdza.

Nie spodziewałam się aż takiej poprawy. Ten lek dał mi coś, czego długo nie miałam – poczucie stabilizacji i spokojny sen, który przestał być luksusem, a stał się codziennością.

Ketilept dosłownie odmienił moje życie już po pierwszej dawce – to było pięć miesięcy temu, ale pamiętam ten moment bardzo wyraźnie. Pojawiła się we mnie motywacja, jakiej wcześniej w ogóle nie znałam, coś się „odblokowało”. Zmienił się też mój sposób myślenia – chociaż wcześniej nie sądziłam, że mam w tym obszarze jakiekolwiek problemy. Od tamtej pory mój nastrój stał się stabilny, bez ciągłych wahań – teraz przeżywam tylko typowe, codzienne emocje, które są naturalne. Wielu specjalistów twierdzi, że zaburzenia osobowości typu borderline trudno leczyć farmakologicznie, ale widzę, że w moim przypadku Ketilept naprawdę zrobił ogromną różnicę. Znalazłam też wiele relacji osób z podobną diagnozą, które doświadczyły podobnej poprawy po tym leku. I co najważniejsze – po raz pierwszy w życiu zaczęłam porządnie spać. Taki sen, który daje regenerację i spokój. Coś, czego nigdy wcześniej nie znałam. W pierwszym tygodniu przyjmowania pojawiły się pewne skutki uboczne – miałam bóle głowy, zawroty, stan podgorączkowy i mdłości, ale wszystko to szybko minęło i już nie wraca, nawet po zmianach dawek. Dziś czuję się stabilnie i bezpiecznie. Mam tylko jedną obawę: skutki uboczne długoterminowe – mam na myśli ryzyko cukrzycy, zaburzeń lipidowych, podwyższonego cholesterolu. Dużo pracuję nad swoim zdrowiem fizycznym i naprawdę nie chciałabym, żeby leczenie to zniweczyło. Poza tym jednym lękiem mogę szczerze powiedzieć, że Ketilept był dla mnie lekiem przełomowym. To nie tylko lepszy sen i bardziej wyrównany nastrój, ale też zupełnie nowe spojrzenie na samą siebie i życie.

Stosuję Ketilept od czasów nastoletnich – był przepisany z powodu bezsenności, stanów lękowych i depresji, które towarzyszyły mi od bardzo młodego wieku. Minęło już ponad 10 lat, odkąd zaczęłam leczenie, i przez cały ten czas potrzebowałam tylko jednej zmiany dawki. To pokazuje, jak stabilnie i skutecznie ten lek działa w moim przypadku. Największą poprawę zauważyłam, gdy lekarz połączył Ketilept z niewielką dawką trazodonu – ta kombinacja naprawdę mi pomaga. Dzięki niej mogę zasypiać spokojnie i bez uczucia przytłoczenia. Ketilept bardzo dobrze wycisza wieczorem, zmniejsza niepokój, a rano budzę się z większą jasnością umysłu. Jedyny efekt uboczny, który cały czas się utrzymuje, to wzmożony apetyt około godziny po zażyciu leku – ale przyzwyczaiłam się do tego. Czasem po prostu robię sobie późną kanapkę i nie robię z tego problemu – w końcu nie szkodzi zjeść coś małego, jeśli to cena za spokojną noc i lepsze samopoczucie. Dla mnie to mały kompromis w zamian za ogromną ulgę.

Zaczęłam przyjmować Ketilept kilka miesięcy temu – początkowo miał mi pomóc w przewlekłej bezsenności, z którą zmagałam się od dłuższego czasu. Podejrzewam jednak, że mój psychiatra miał również na uwadze coś więcej – być może już wtedy dostrzegał pierwsze symptomy psychozy i chciał zadziałać szerzej. Na początku stosowałam 25 mg na noc, co działało wręcz natychmiast – wreszcie zaczęłam porządnie spać, co samo w sobie było ogromną ulgą i poprawą jakości życia. Z czasem jednak zaczęły nasilać się u mnie objawy zaburzenia schizoafektywnego. W listopadzie doszło do epizodu psychotycznego, który był dla mnie przełomowym momentem. Po tym incydencie lekarz zdecydował się zwiększyć dawkę Ketileptu – i od tego czasu zauważyłam znaczną poprawę. Nie wystąpiły u mnie żadne poważne skutki uboczne – może poza lekkim zmęczeniem na początku – ale to nic w porównaniu z tym, jak zredukowały się objawy psychozy. Mam mniej halucynacji słuchowych, czuję się mniej paranoicznie, rzadziej mam poczucie zagrożenia czy osaczenia. Dzięki temu mogę funkcjonować spokojniej i z większym poczuciem bezpieczeństwa – coś, co wcześniej wydawało mi się nieosiągalne.

Przyjmuję Ketilept od trochę ponad trzech lat i w tym czasie ten lek dosłownie mnie uratował. Oczywiście, jak każda terapia farmakologiczna, ma swoje skutki uboczne – u mnie najbardziej odczuwalne było przybieranie na wadze i trudność w wyrażaniu myśli z taką swobodą jak dawniej. Te aspekty bywają frustrujące, nie ukrywam. Ale mimo to – korzyści znacznie przewyższają niedogodności. Ketilept potrafi wyciągnąć mnie z najgłębszego doła albo zatrzymać, kiedy zaczynam zbliżać się do manii. Stabilizuje mój nastrój w sposób, który wcześniej wydawał mi się niemożliwy do osiągnięcia. Działa jak kotwica – nie pozwala mi odpłynąć w żadną skrajność. To naprawdę lek ratujący życie, szczególnie dla osób, które zmagają się z dużymi zaburzeniami emocjonalnymi i huśtawkami nastrojów. Jedna rada ode mnie, jeśli ktoś zaczyna leczenie Ketileptem: uważajcie na to, co jecie. Lek może zwiększać apetyt i prowadzić do nadwagi, jeśli nie trzyma się tego pod kontrolą. Ale z drugiej strony – jeśli cena za stabilność emocjonalną to trochę bardziej świadome podejście do diety, to dla mnie warto ją zapłacić.

To moja druga próba leczenia Ketileptem. Za pierwszym razem trafiłam do szpitala z powodu ciężkiej depresji i myśli samobójczych. Wtedy rozpoczęto terapię od stosunkowo wysokiej dawki i od razu zaczęłam czuć się, jakbym chciała spać dosłownie przez całą dobę. Personel w szpitalu zmuszał mnie, żebym wstawała, chodziła, funkcjonowała aż do wieczora, ale czułam się coraz gorzej. Miałam wrażenie, że jestem w jeszcze gorszym stanie niż przed leczeniem i zażądałam zmiany leku. Minęło dziesięć lat. Tym razem nie spałam w ogóle. Zmagałam się z bardzo niebezpiecznym epizodem mieszanym – jednocześnie miałam objawy depresyjne i maniakalne, które zagrażały mojemu bezpieczeństwu. Tym razem sama poprosiłam o Ketilept, bo pamiętałam, jak bardzo mnie wtedy usypiał – i to był strzał w dziesiątkę. Zaczęłam od 50 mg, a dziś jestem na 550 mg dziennie. Śpię normalnie, gonitwa myśli zniknęła, jestem w stanie lepiej panować nad złością, a myśli samobójcze osłabły. Ostatnio, po zwiększeniu dawki (po tym jak budziłam się co 2 godziny), pojawił się ból głowy, ale poradziłam sobie z nim zwykłym lekiem przeciwbólowym z apteki – bez większego problemu. Dla mnie Ketilept okazał się przełomowy. I chcę powiedzieć każdemu, kto waha się przed jego przyjęciem: warto spróbować – a jeśli nie zadziała od razu, warto spróbować jeszcze raz. W zaburzeniach afektywnych dwubiegunowych wszystko się zmienia. Nie wszystko działa za pierwszym razem. Ale jeśli coś ma szansę uratować życie – to warto dać temu więcej niż jedną szansę.

W okresie, kiedy Ketilept działał u mnie najlepiej, przyjmowałam łącznie 600 mg dziennie – 100 mg rano, 100 mg przy kolacji i 400 mg na noc. To był najbardziej stabilny i skuteczny schemat dawkowania, jaki kiedykolwiek miałam z tym lekiem. Czułam się wtedy naprawdę dobrze psychicznie – miałam poczucie kontroli i wewnętrznego spokoju.

Niestety, z czasem coś się zmieniło. Dawka 400 mg na noc zaczęła wywoływać u mnie niepokojące objawy – kołatanie serca, uczucie omdlenia, a nawet wrażenie, że za chwilę dostanę ataku padaczki. To było przerażające. Próbowałam odstawić Ketilept – najpierw stopniowo, potem nawet „z dnia na dzień”, ale żadna z tych metod nie zakończyła się powodzeniem. Objawy wracały, pojawiało się pogorszenie, a ja nie potrafiłam odzyskać równowagi.

W końcu, po wielu próbach, zdecydowałam razem z lekarzem, żeby wrócić do leczenia, ale już w inny sposób. Obecnie przyjmuję 300 mg dziennie – i jak na razie wszystko przebiega dobrze, zarówno jeśli chodzi o działania niepożądane, jak i mój stan psychiczny. Nie mam już tych dramatycznych objawów jak wcześniej, a jednocześnie czuję, że jestem na dobrej drodze do ponownego ugruntowania emocjonalnego.

Dla mnie to pokazuje, że z Ketileptem naprawdę trzeba znaleźć swój własny punkt równowagi – dawka, pora przyjmowania i ogólny schemat muszą być idealnie dopasowane do konkretnej osoby. Ale jeśli uda się to osiągnąć, efekty mogą być naprawdę stabilizujące i przełomowe.

Obecnie przyjmuję Ketilept w dawce 50 mg na noc, głównie z powodu lęków i trudności z zasypianiem, które u mnie mają też podłoże psychotyczne. Muszę powiedzieć, że działa jak magia, jeśli chodzi o sen – uspokaja mnie, wycisza myśli, zmienia moje nastawienie, pozwala odłączyć głowę i wejść w głęboki, regenerujący sen. Co ważne – to sen z marzeniami sennymi, ale bez koszmarów, które wcześniej były dla mnie codziennością.

W przeszłości miałam przepisany Ketilept w dużo wyższej dawce – aż 600 mg dziennie, ponieważ zmagałam się z objawami psychozy i podejrzeniem schizofrenii. Niestety, przy tak dużej dawce pojawiły się u mnie bardzo silne objawy niepożądane – kołatanie serca, uczucie jakby serce „startowało jak silnik” i nie mogło się zatrzymać. Było to przerażające – atak paniki był tak intensywny, że musiałam wzywać pomoc medyczną. Myślę, że ten objaw – przyspieszone bicie serca – należy do rzadszych skutków ubocznych, ale dla mnie był nie do przejścia.

Przy takiej wysokiej dawce zauważyłam też, że Ketilept mocno blokuje receptor dopaminowy D2, co oczywiście jest zamierzone przy leczeniu schizofrenii, ale odbija się na codziennym funkcjonowaniu. Czułam się jakby stępiona emocjonalnie – jakby zniknęła radość, zainteresowanie, nawet potrzeba działania. To nie była depresja – to było jakby wszystko było „przyciszone”, bez koloru.

Ostatecznie porozmawiałam z moją psychiatrką, która zgodziła się, że taki schemat mi nie służy. Zdecydowałyśmy, że Ketilept zostanie u mnie jako wsparcie snu w dawce 50 mg, a inne problemy – psychozę i schizofreniczne objawy – leczymy innym lekiem, który jest lepiej tolerowany w wyższych dawkach.