Opinie Oriven

Jakie są Wasze doświadczenia ze stosowaniem Orivenu? Czy zauważyliście poprawę stanu skóry i jakie skutki uboczne wystąpiły podczas kuracji? Wasza opinia może być niezwykle cenna dla osób, które rozważają rozpoczęcie leczenia lub zmagają się z podobnymi problemami skórnymi.

  • Bardzo dobrze
  • Przeciętnie
  • Słabo
0 głosujących

Oriven to dla mnie nie tylko lek – to jak nowe życie, zupełnie inna wersja mnie samej, o której istnieniu nawet nie miałam pojęcia. Przez większość życia czułam się… nijak. Nic mnie nie cieszyło do końca, wszystko było jakieś takie mdłe, wymuszone, jakbym tylko grała rolę. Aż w końcu, po rozpoczęciu leczenia Orivenem, coś się zmieniło. Nagle trawa zrobiła się naprawdę zielona, a muzyka – no nie żartuję – zaczęła brzmieć tak pięknie, że miałam łzy w oczach. Poczułam, że wróciła do mnie łagodność, cierpliwość, taka spokojna radość z bycia tu i teraz. Nie muszę już ciągle czegoś szukać, gonić za bodźcami, żeby poczuć, że żyję.

Mam ADHD – a raczej miałam, bo to, co się wydarzyło po rozpoczęciu leczenia Orivenem, to istny przełom. Objawy zmniejszyły się o jakieś 70-90%, co jest dla mnie czymś niewyobrażalnym. Zawsze miałam problem z czytaniem – serio, nie potrafiłam się skupić na tekście dłużej niż chwilę. A teraz? Czytam książki! I to z przyjemnością, a nie z przymusu. Czuję się po prostu… spokojna. Emocjonalnie stabilna. Nie jestem już taka krucha, rozedrgana, jakby ciągle na granicy łez albo furii.

I co najdziwniejsze, najpiękniejsze – czuję, że myślę jaśniej, logiczniej, szybciej. To, jak teraz pracuje mój umysł, to coś zupełnie innego niż kiedyś. Serio, mam wrażenie, że mój iloraz inteligencji podskoczył o jakieś 15–20 punktów. Nie mówię tego na wyrost – po prostu nagle chce mi się uczyć, poznawać świat, zgłębiać tematy, o których wcześniej nawet nie pomyślałabym, że mogą mnie interesować.

Oriven sprawił, że nie tylko odzyskałam siebie, ale odkryłam zupełnie nową wersję siebie. Taką, która mnie zadziwia i inspiruje każdego dnia. Jeśli ktoś to czyta i waha się, czy spróbować – nie mówię, że każdemu zadziała tak samo, ale w moim przypadku to był ratunek, którego nawet nie wiedziałam, że potrzebuję.

Jeśli czytasz opinie o Orivenie w internecie, to jest duża szansa, że się przestraszysz – ja też tak miałam. Przez wiele lat zmagałam się z napadami paniki, potężnym lękiem i depresją, i zanim sięgnęłam po ten lek, naczytałam się w sieci strasznych historii. Serio – człowiek zaczyna się zastanawiać, czy to w ogóle bezpieczne, czy przypadkiem nie robi sobie krzywdy. Ale teraz, z perspektywy osoby, która już przez to przeszła, mogę tylko powiedzieć jedno: spokojnie. Naprawdę, spokojnie.

Każdy nowy lek może budzić niepokój, bo ciało się do niego przystosowuje – i to jest normalne. Ale wkręcanie sobie na starcie, że każde ukłucie w żołądku to koniec świata, tylko pogarsza sprawę. U mnie początek był raczej łagodny – przez pierwsze dwa tygodnie miałam lekkie mdłości, czasami problemy z zaśnięciem, ale nie było to nic, czego nie dałoby się przeżyć. A nawet schudłam trochę, bo lek nieco zmniejszał apetyt, co akurat w moim przypadku nie było takie złe. Najważniejsze jednak, że po kilku tygodniach poczułam wyraźną ulgę. Nerwowość zgasła, jakby ktoś przyciszył w moim układzie nerwowym przycisk “alarmowy”. Znów zaczęłam działać, funkcjonować, wracać do ludzi. I co najlepsze – po miesiącu praktycznie nie miałam już żadnych skutków ubocznych. Czuję się stabilnie, spokojnie i wreszcie normalnie.

Nie daj się zastraszyć dziwnym komentarzom w sieci. Każdy organizm reaguje inaczej, ale też ludzie mają tendencję do dramatyzowania, zwłaszcza w internecie. Serio – nie każda historia z forum to wyrok. Daj sobie czas, obserwuj ciało, ale nie panikuj. Bo czasem to właśnie panika, a nie lek, robi najgorszą robotę.

Nie, nie miałam myśli samobójczych – to było raczej coś w stylu: “jak samolot się rozbije, to trudno”. Taka apatia, zobojętnienie, brak jakiegokolwiek zaangażowania emocjonalnego w życie. Trwałam, ale nie żyłam. I wtedy pojawił się Oriven.

Brałam go przez 8 lat. Przez cały ten czas nie wróciłam do stanu głębokiej depresji. Życie zaczęło być czymś, w czym brałam udział, a nie tylko czymś, co przeciekało mi przez palce. W pewnym momencie, po latach względnej stabilizacji, poczułam, że może czas spróbować zejść z leku. Zrobiłam to powoli, spokojnie – zajęło mi to około 2 miesięcy i wszystko poszło bez większych problemów. Dziś jestem już 5 lat bez Orivenu. W tym czasie sporo się nauczyłam o depresji – nie tylko tej “smutnej”, ale tej prawdziwej, klinicznej, podstępnej, która zniekształca rzeczywistość, wypiera radość i sprawia, że człowiek traci siebie. Nauczyłam się też, że leczenie to nie wstyd, tylko droga do powrotu.

I wiem jedno: jeśli depresja wróci, nie zawaham się sięgnąć po Oriven znowu. To nie jest porażka – to decyzja o tym, żeby znowu żyć, a nie tylko istnieć.

Jestem na Orivenie z powodu depresji, lęków i ADHD. Biorę go od kilku tygodni i mogę powiedzieć jedno: pierwsze 2–3 tygodnie to totalna senność. To nie jest jakaś wada leku – tak po prostu działa organizm, kiedy zaczyna się przestawiać. Ja serio miałem momenty, że zasypiałem na siedząco. Ale przetrwałem to i dzisiaj się cieszę, że nie odpuściłem.

Jeśli dopiero zaczynasz, naprawdę warto się ruszać – nawet lekki trening 2–3 razy w tygodniu robi różnicę. Mnie pomagała też mała dawka kofeiny w ciągu dnia – nie przesadzałem, jedna dobra kawa wystarczyła, żeby trochę rozbujać energię, ale nie rozwalić układu nerwowego.

Prawdziwy przełom nastąpił między 5. a 8. tygodniem. Dopiero wtedy zauważyłem, że inaczej reaguję na stres. Nie mam już w głowie jazdy bez trzymanki, nie analizuję każdej sytuacji na tysiąc sposobów, nie panikuję. W zamian przyszedł spokój – taki głęboki, cichy, nieudawany spokój, którego wcześniej nie znałem. Do tego mniej zmartwień, więcej dystansu. To uczucie normalności – a dla mnie to było coś zupełnie nowego.

I jeszcze jedna sprawa – jeśli jesteś facetem i boisz się problemów z erekcją po SSRI, to Oriven (czyli lek z grupy SNRI) może być świetną alternatywą. U mnie nie wystąpiły żadne zaburzenia w tej sferze, a przy wcześniejszych lekach niestety bywało różnie.

Z czystym sumieniem mogę powiedzieć: jeśli masz depresję, lęki, ADHD czy OCD i nie tolerujesz SSRI – daj Orivenowi szansę. On może nie działa od razu, ale kiedy już zaskoczy, naprawdę zmienia życie.

Brałem Oriven trochę ponad dwa miesiące – niby niedługo, a jednak wystarczyło, żeby się zorientować, że coś jest nie tak. Wystarczyło, że spóźniłem się z dawką o godzinę, a już czułem mdłości, niepokój, rozdrażnienie. Z czasem zauważyłem, że wystarczyło, że miałem pusty żołądek i znowu było mi niedobrze. Efekt? Zacząłem jeść więcej, żeby uniknąć tych objawów – przytycie było tylko kwestią czasu.

W końcu powiedziałem sobie dość. To, co ten lek robił z moim ciałem, było dla mnie zbyt obciążające, żeby ignorować to tylko dlatego, że może „coś tam pomaga”. I wtedy przyszło największe zaskoczenie – objawy odstawienia. Mimo że brałem tylko 75 mg przez dwa miesiące, odstawienie było potworne. Już od dwóch tygodni mam ciągłe mdłości, zawroty głowy i te okropne „brain zaps” – uczucie, jakby ktoś raz po raz strzelał mi prądem po głowie.

Co ciekawe, przepisał mi ten lek lekarz rodzinny. Ale przy jakiejś okazji, na kolacji, zagadałem z psychiatrką i zapytałem ją, co sądzi o wenlafaksynie – rzuciła bez zastanowienia, że ona tego nie przepisuje, bo odstawienie jest piekłem. I niestety – teraz wiem, co miała na myśli.

Cieszę się, że z tego wychodzę, ale jestem zszokowany tym, jak ciężko jest odstawić ten lek, nawet przy tak krótkim czasie stosowania. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co przeżywają osoby, które brały go przez rok czy dłużej, i to w większych dawkach. Jeśli ktoś rozważa Oriven, niech poważnie przemyśli też to, co może go czekać przy odstawieniu. U mnie korzyści po prostu nie przeważyły nad fizycznym koszmarem.