Nie, nie miałam myśli samobójczych – to było raczej coś w stylu: “jak samolot się rozbije, to trudno”. Taka apatia, zobojętnienie, brak jakiegokolwiek zaangażowania emocjonalnego w życie. Trwałam, ale nie żyłam. I wtedy pojawił się Oriven.
Brałam go przez 8 lat. Przez cały ten czas nie wróciłam do stanu głębokiej depresji. Życie zaczęło być czymś, w czym brałam udział, a nie tylko czymś, co przeciekało mi przez palce. W pewnym momencie, po latach względnej stabilizacji, poczułam, że może czas spróbować zejść z leku. Zrobiłam to powoli, spokojnie – zajęło mi to około 2 miesięcy i wszystko poszło bez większych problemów. Dziś jestem już 5 lat bez Orivenu. W tym czasie sporo się nauczyłam o depresji – nie tylko tej “smutnej”, ale tej prawdziwej, klinicznej, podstępnej, która zniekształca rzeczywistość, wypiera radość i sprawia, że człowiek traci siebie. Nauczyłam się też, że leczenie to nie wstyd, tylko droga do powrotu.
I wiem jedno: jeśli depresja wróci, nie zawaham się sięgnąć po Oriven znowu. To nie jest porażka – to decyzja o tym, żeby znowu żyć, a nie tylko istnieć.