Jakie są Wasze doświadczenia z lekiem Rozex? Czy zauważyliście poprawę w leczeniu trądziku różowatego lub innych zakażeń skóry? Czy wystąpiły u Was jakieś skutki uboczne, takie jak suchość skóry, zaczerwienienie, świąd, pieczenie czy podrażnienie? Wasze opinie mogą być cennym wsparciem dla innych osób stosujących ten lek – każda historia ma znaczenie!
Na początku, jak zaczęłam czytać opinie o Rozexie, to się przeraziłam – serio. Masa ludzi pisała, że im się po nim pogorszyło, że wysyp, że skóra piecze, że masakra. Już miałam go nie brać, ale ktoś mądrze zauważył, że jak coś działa dobrze, to ludzie rzadko się fatygują, żeby to napisać w internecie. No i pomyślałam – dobra, spróbuję.
Mam trądzik różowaty, i to taki dość specyficzny – po lampce czerwonego wina albo ostrej potrawie potrafiły mi wyskoczyć na twarzy wielkie, bolesne gule, które nie znikały przez tydzień albo dwa. Mam 20 lat i studiuje, więc nie oszukujmy się – całkowita rezygnacja z alkoholu czy życia towarzyskiego nie wchodziła w grę. Ale z drugiej strony – przez lata miałam ładną skórę i ten nagły dramat był trudny do zaakceptowania.
Rozex zaczęłam używać jakieś kilka miesięcy temu. Nie było efektu od razu – przez pierwszy miesiąc to się nawet zastanawiałam, czy nie pogarsza. Ale po jakimś czasie, może po dwóch miesiącach, zaczęło być lepiej. Grudki przestały się pojawiać, zaczerwienienie jakby delikatniejsze, a jak coś wyskoczy, to znika dużo szybciej.
Teraz mam wrażenie, że wreszcie odzyskałam kontrolę nad swoją cerą. Nie boję się już wyjść, napić się wina czy zjeść czegoś ostrego. Skóra się nie buntuje tak jak wcześniej, a ja mogę normalnie żyć.
Używam teraz tego żelu, ale naprawdę trzeba mieć dużo cierpliwości. Stosuję go dopiero od 5 dni i widzę delikatną poprawę, ale nic spektakularnego – wiem, że to wymaga czasu.
To nie jest mój pierwszy raz z Rozexem – używałam go już kiedyś i wtedy naprawdę mi pomógł, ale efekty przyszły dopiero po około 6 tygodniach regularnego stosowania. Trzeba po prostu przetrwać ten początek, nie zniechęcać się i być systematyczną.
Mam trądzik różowaty od 10 lat, więc już zdążyłam trochę poznać swoją skórę i zauważyłam, że u mnie największymi wyzwalaczami są cukier i stres. Jak zjem coś słodkiego albo mam nerwowy czas, to od razu wszystko mi się nasila – twarz robi się czerwona, pojawiają się krostki i uczucie gorąca. Dlatego oprócz leczenia ważna jest też dieta i spokój, choć wiadomo, że łatwiej powiedzieć niż zrobić.
U mnie ten krem zdecydowanie pomógł na zaczerwienienia na twarzy, ale używam go tylko wtedy, kiedy naprawdę muszę. Nie stosuję go codziennie, tylko doraźnie – jak widzę, że coś zaczyna się dziać.
O trądziku różowatym dowiedziałam się jakieś 10 lat temu, wcześniej miałam w miarę spokojną cerę. Miałam wtedy około 60 lat i zupełnie nie mogłam zrozumieć, skąd nagle te krostki na twarzy – myślałam, że ten etap już dawno za mną.
Wiem, że powinnam być bardziej systematyczna i używać Rozexu regularnie, bo jak tylko przestaję, to wszystko wraca – zwłaszcza po zjedzeniu czekolady. Uwielbiam ciemną czekoladę, ale niestety bardzo często po niej pojawia się wysypka. Co ciekawe, zauważyłam, że tańsze czekolady działają gorzej, a po tych lepszych – np. Lindt – nie jest aż tak źle.
Mam też wrażenie, że ogólnie cukier pogarsza moją cerę, więc staram się takich rzeczy unikać. Nie jest to łatwe, ale coś za coś. Skóra od razu pokazuje, co jej nie pasuje.
Poszłam do lekarza z powodu kilku drobnych, ale uporczywych zmian na twarzy. Dostałam receptę na Rozex – nie oszukujmy się, nie jest tani. Mała tubka kosztuje około 50 zł, więc spodziewałam się, że to będzie coś naprawdę skutecznego.
Nałożyłam go wieczorem, zgodnie z zaleceniem. Rano spojrzałam w lustro i dosłownie mnie zamurowało – cała twarz była w czerwonych, tłustych, bolesnych grudach. Skóra mnie piekła, szczypała, wyglądałam jakbym miała jakąś ostrą reakcję alergiczną. Nigdy w życiu nie miałam czegoś takiego – mam 41 lat, więc wiem, jak moja skóra reaguje na różne rzeczy, ale to było jak zły sen.
Dzisiaj idę do innego lekarza, żeby sprawdzić, co się właściwie wydarzyło. Jestem zła i rozczarowana. Nie wiem, czy to jakaś reakcja uczuleniowa, czy może Rozex po prostu kompletnie nie jest dla mnie, ale to, co zrobił z moją twarzą, to koszmar. Dla mnie – fatalny produkt.
Stosowałam Rozex na zapalenie okołoustne – to strasznie uciążliwa i drażniąca dolegliwość, szczególnie na twarzy. Na początku dostałam złą diagnozę i niewłaściwe leczenie, które tylko pogorszyło stan skóry. Byłam już załamana, bo zamiast lepiej, było coraz gorzej.
Dopiero gdy trafiłam do lekarza, który naprawdę wiedział, co robi, dostałam odpowiednie leczenie: Rozex w kremie oraz kurację antybiotykiem na 4–8 tygodni. To był punkt zwrotny.
Rozex zadziałał niemal natychmiast – już po pierwszych aplikacjach zaczerwienienie zaczęło blednąć, a uczucie swędzenia i podrażnienia było o wiele mniejsze. Po tygodniu patrzyłam w lustro i prawie nie widziałam zmian – skóra była wyraźnie spokojniejsza i gładsza.
Dla mnie to było ogromne uczucie ulgi po wcześniejszej frustracji. Czasem naprawdę wszystko zależy od tego, czy trafimy na lekarza, który zna się na rzeczy.
Używam tego kremu i u mnie zadziałał świetnie. Jak tylko lekarz mi go przepisał, to oczywiście zaraz wygooglowałam opinie – i większość ludzi pisała, że na początku może być gorzej, zanim się poprawi. Trochę mnie to przestraszyło, ale postanowiłam spróbować.
Nigdy wcześniej nie miałam problemów z trądzikiem – nawet w wieku nastoletnim – a tu nagle twarz pełna małych ropnych krostek. Wyglądało to naprawdę źle i byłam załamana. Na szczęście po kilku dniach stosowania Rozexu wszystko zaczęło znikać. Zostało jeszcze lekkie zaczerwienienie w tym miejscu, gdzie był największy wysyp, ale to nie ma porównania z tym, co było wcześniej.
Dla mnie ten krem to naprawdę strzał w dziesiątkę i z czystym sumieniem mogę go polecić.