Na początku, jak zaczęłam czytać opinie o Rozexie, to się przeraziłam – serio. Masa ludzi pisała, że im się po nim pogorszyło, że wysyp, że skóra piecze, że masakra. Już miałam go nie brać, ale ktoś mądrze zauważył, że jak coś działa dobrze, to ludzie rzadko się fatygują, żeby to napisać w internecie. No i pomyślałam – dobra, spróbuję.
Mam trądzik różowaty, i to taki dość specyficzny – po lampce czerwonego wina albo ostrej potrawie potrafiły mi wyskoczyć na twarzy wielkie, bolesne gule, które nie znikały przez tydzień albo dwa. Mam 20 lat i studiuje, więc nie oszukujmy się – całkowita rezygnacja z alkoholu czy życia towarzyskiego nie wchodziła w grę. Ale z drugiej strony – przez lata miałam ładną skórę i ten nagły dramat był trudny do zaakceptowania.
Rozex zaczęłam używać jakieś kilka miesięcy temu. Nie było efektu od razu – przez pierwszy miesiąc to się nawet zastanawiałam, czy nie pogarsza. Ale po jakimś czasie, może po dwóch miesiącach, zaczęło być lepiej. Grudki przestały się pojawiać, zaczerwienienie jakby delikatniejsze, a jak coś wyskoczy, to znika dużo szybciej.
Teraz mam wrażenie, że wreszcie odzyskałam kontrolę nad swoją cerą. Nie boję się już wyjść, napić się wina czy zjeść czegoś ostrego. Skóra się nie buntuje tak jak wcześniej, a ja mogę normalnie żyć.