Opinie Setaloft

Jakie są Wasze doświadczenia z lekiem Setaloft? Czy zauważyliście poprawę w leczeniu depresji, zaburzeń lękowych, zespołu stresu pourazowego, fobii społecznej lub zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych? Czy wystąpiły u Was jakieś skutki uboczne, takie jak nudności, biegunka, suchość w ustach, zmniejszenie libido, zaburzenia snu czy zmęczenie? Wasze opinie mogą być cennym wsparciem dla innych osób stosujących ten lek – każda historia ma znaczenie!

  • Bardzo dobrze
  • Przeciętnie
  • Słabo
0 głosujących

Biorę Setaloft od 2018 roku i od tamtej pory jestem na nim cały czas. Zaczynałam od najniższej dawki, a teraz biorę 100 mg raz dziennie. Ten lek dosłownie zmienił moje życie.

Miałam okropny lęk społeczny – do tego stopnia, że pociłam się, robiłam się czerwona na twarzy, serce mi waliło jak oszalałe. To jeden z najlepszych – jeśli nie najlepszy – leków na lęki, z jakimi miałam do czynienia.

Setaloft dosłownie uratował mi życie. Miałam potworny lęk przed śmiercią, zdiagnozowano u mnie silne zaburzenia lękowe i bardzo ciężką postać zespołu lęku napadowego. Byłam w totalnym rozsypce – miałam załamanie nerwowe i myślałam, że już się z tego nie podniosę.

Nie byłam w stanie zostać sama, nie spałam prawie wcale. Strach, jaki odczuwałam, był przerażający. Przez tydzień codziennie jeździłam na izbę przyjęć, bo nie mogłam sobie poradzić. Dopiero gdy zaangażował się zespół psychiatryczny, dostałam diazepam – uspokoił mnie dosłownie w pięć minut!

Potem wprowadzono mi Setaloft. Na początku było jeszcze gorzej – miałam wrażenie, że całkiem tracę zmysły. Przez pierwszy tydzień chciałam zrezygnować, bo bałam się, że to nie przejdzie. Ale po tygodniu… wszystko się zatrzymało. Zniknęły natrętne myśli, przestałam się bać, ataki paniki się skończyły. Teraz naprawdę daję sobie radę. Nie mam pojęcia, co by było, gdybym nie dostała tego leku. Nie byłabym w stanie wrócić do pracy, zajmować się moją córką, funkcjonować.

Jeśli zaczynasz Setaloft – BŁAGAM CIĘ – nie poddawaj się na początku. Jest bardzo trudno, ale potem robi się tylko lepiej. Ja miałam skrajnie ciężkie lęki i ataki paniki przez lata, a teraz – po tygodniu brania 50 mg – nie miałam ani jednego ataku paniki.

Nawet ludzie w pracy zauważyli, że się zmieniłam – jestem spokojniejsza, bardziej pogodna.
Jestem niesamowicie wdzięczna za ten lek. Nie wiem, gdzie bym teraz była bez niego. Mniej się martwię, lepiej radzę sobie z trudnymi sytuacjami, a z czasem jestem coraz szczęśliwsza.

Biorę Setaloft już od około czterech lat. Jeszcze w podstawówce zaczęła się u mnie depresja. W wieku 11 lat dostałam 25 mg leku i stopniowo zwiększałam dawkę, aż doszłam do 100 mg. Działał, ale miałam wrażenie, że jestem jak zombie – taka wyprana z emocji, prawie się nie uśmiechałam. Gdy skończyłam 12 lat, postanowiłam zrobić sobie przerwę na wakacje, żeby sprawdzić, jak sobie poradzę bez leku. Ale kiedy miałam wrócić do szkoły, zrozumiałam, że jednak go potrzebuję. Zaczęłam wtedy mocno tyć – ważyłam już 63 kg (a miałam 12 lat i 157 cm wzrostu). Weszłam na dietę, ćwiczyłam codziennie i udało mi się wrócić do 55 kg.

W tym roku (2024) zwiększyłam dawkę do 150 mg i – mimo że przestałam ćwiczyć i nie trzymam już diety – waga znowu zaczęła spadać. Teraz ważę 52 kg i mam 14 lat. Trochę mnie to niepokoi, dlatego najprawdopodobniej niedługo zmniejszę dawkę do 125 mg. Miałam też bóle głowy po tym leku, ale odkąd zaczęłam brać go rano zamiast wieczorem, wszystko się uspokoiło.

Ogólnie Setaloft naprawdę zmienił moje życie. Byłam kiedyś osobą zamkniętą w sobie, a teraz mam chłopaka, z którym jestem już 8 miesięcy, i grupę znajomych. Przestałam się ciąć. Oceny mam bardzo dobre, zaczęłam brać udział w szkolnych wydarzeniach, a teraz jestem nawet w klasie z rozszerzonym programem nauczania. Moje życie jest naprawdę okej – poza tą utratą wagi.

Miałam ogromne wahania nastroju – rozdrażnienie, złość, depresję, lęk. Czułam się tak, jakby to wszystko spadło na mnie nagle, z dnia na dzień. Poszłam do lekarza i przepisał mi Setaloft.

Jestem w okresie okołomenopauzalnym i nie było łatwo. Pierwszy tydzień brania tego leku był koszmarem – wszystkie objawy się nasiliły, miałam wrażenie, że jest jeszcze gorzej niż wcześniej. Ale potem… zaczęło się powoli poprawiać. Dziś czuję się dobrze. Funkcjonuję normalnie, nie mam już tych dzikich wahań nastroju. Z każdym dniem jest coraz lepiej.

Daj temu lekowi czas. Wiem, że początki potrafią być naprawdę trudne, ale warto wytrzymać.

Cześć. Z mojego doświadczenia – brałam Setaloft (sertralinę) już kilka razy w życiu. Pierwszy raz jako młoda osoba, potem znów po kilku latach. Zaczęłam nawet podejrzewać, że to coś, co do mnie wraca co około 7 lat – ale tak naprawdę nie wiem. Lekarz diagnozował u mnie depresję i za każdym razem musiałam brać Setaloft przez około dwa lata. Za każdym razem zaczynałam od dawki 25 mg, a po kilku dniach przechodziłam na 50 mg.

Efekty działania zaczynałam czuć dopiero po 3–4 tygodniach od rozpoczęcia leczenia. Ale kiedy lek w końcu zaczynał działać – czułam, jakby ktoś zdjął ze mnie ciężar. Dzięki niemu mogłam znów normalnie funkcjonować, wracałam do siebie, do życia. I choć początki zawsze były trudne, to za każdym razem czułam, że warto było poczekać.

Biorę Setaloft od około czterech lat – i muszę powiedzieć, że to była jazda bez trzymanki… ale ostatecznie na plus. Miałem totalne załamanie, wypalenie, wszystko się na mnie zwaliło – beznadziejna praca, śmierć bliskich jeden po drugim, depresja poporodowa po narodzinach dziecka. Po prostu… rozpadłem się na kawałki.

Im bardziej się spinałem, tym było gorzej. Zacząłem szukać „wyjścia z sytuacji” – i kiedy myśli samobójcze stały się codziennością, obsesją, wiedziałem, że to już naprawdę zły sygnał.

Zacząłem brać Setaloft 100 mg, później – z pomocą lekarza – zwiększyłem dawkę do 200 mg.
Przeszedłem z etapu paniki i obsesyjnego myślenia 24/7 – takiego „mentalnego hałasu” – do stanu dużo bardziej spokojnego, wyciszonego. Ten lek działał jak filtr – odcinał skrajne emocje, zostawiając tylko takie ciche „bzzz” w tle.

Ekstrema dalej gdzieś były… tylko przestały mnie ruszać. I to – niestety – jest największy minus tego leku.

Zabił we mnie doły – ale razem z nimi też te prawdziwe wzloty. Seks stał się nudny, bez satysfakcji. Miałem ogromny problem z orgazmem – do tego stopnia, że przez rok unikałem seksu z żoną. Nie śmiałem się do łez, jedzenie nie dawało mi przyjemności – jadłem więcej, przytyłem 30 kg. Nie płakałem nawet na pogrzebach. Po prostu myślałem: „No cóż, już ich nie ma…”

Ale… ten lek oddalił mnie na tyle od tej psychicznej przepaści, że mogłem w końcu zacząć żyć bardziej świadomie. Zacząłem szukać sensu, spędzać więcej czasu z rodziną, zmieniłem pracę – i dostałem awans. Nauczyłem się funkcjonować w mojej rzeczywistości.

Od ponad roku powoli schodzę z dawki – teraz jestem na 50 mg i próbuję całkiem odstawić.
Odstawianie jest trudne – zawroty głowy są mocne. Aktualnie biorę pół tabletki 50 mg co dwa dni, kiedy zawroty zaczynają wracać.

Ale dzięki niższej dawce znowu potrafię się śmiać. Płakać. Cieszyć się bliskością. Wróciłem do dawnego siebie – również w sypialni.

Mam cudowną, wyrozumiałą żonę (choć szczerze – gdybym się wtedy nie ogarnął i nie poprosił o pomoc, to może już by mnie nie było albo nie bylibyśmy razem). Mam wspierającą rodzinę i świetnego lekarza. Ale co mnie naprawdę zaskoczyło – ludzie, po których nigdy bym się tego nie spodziewał, byli gotowi rozmawiać. Dzwoniłem na infolinię, pisałem z obcymi w internecie. Nie każdy się przejmował, ale znaleźli się tacy, którzy naprawdę chcieli pomóc.

Dziś pracuję jako lider zespołu sześciu młodszych pracowników. Dzięki temu, przez co przeszedłem, umiem ich lepiej wspierać, rozumieć, inspirować.

Czy było ciężko? Oczywiście. Czy czegoś żałuję? Nie. To moje życie – mój wyścig. Spokój i równowaga to podstawa.

Teraz tylko zostało mi… zrzucić te kilogramy :blush: