U mnie Sirdalud działa tak mocno, że mogę go brać tylko na noc. Jak raz spróbowałam w ciągu dnia, to… no cóż, skończyło się tym, że musiałam wziąć wolne w pracy, bo byłam totalnie „odłączona”. Nie chodzi tylko o to, że byłam senna – czułam się, jakbym funkcjonowała w jakiejś bańce, wszystko dookoła było spowolnione, a ja miałam wrażenie, że nawet myśli docierają do mnie z opóźnieniem. To uczucie było tak dziwne, że bałam się nawet wyjść z domu, bo nie czułam się w pełni przytomna.
Raz zdarzyło mi się wziąć Sirdalud rano, bo miałam problem z mocnym napięciem mięśni po treningu i myślałam, że to pomoże mi funkcjonować. Błąd życia! Zamiast ulgi poczułam, że moje ciało jest jak z gumy – mięśnie rozluźniły się tak bardzo, że bałam się zrobić coś więcej niż siedzenie na kanapie. A potem przyszła fala zmęczenia, jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię. Chciałam się zdrzemnąć, ale ta senność była dziwna – taka jakbyś chciał zasnąć, ale twoja głowa krąży w jakimś półśnie. Nawet kawa nic nie pomogła. Po prostu nie dało się tego przeskoczyć.
Dlatego teraz wiem, że Sirdalud i dzień to dla mnie kompletnie niewykonalne połączenie. Na noc – zupełnie inna historia. Wtedy działa wręcz idealnie. Rozluźnia mnie, pozwala mięśniom odpocząć i daje uczucie takiego „ciężkiego snu”, co jest zbawienne, kiedy masz za sobą dzień pełen bólu czy napięcia. Rano co prawda czasem czuję się jeszcze trochę otumaniona, ale to i tak lepsze niż działanie w ciągu dnia. Po prostu mój organizm chyba mocno reaguje na ten lek i potrzebuje czasu, żeby się „odbudować” po jego zażyciu.
Nie wiem, jak jest u innych, ale u mnie to był moment, żeby się pogodzić, że Sirdalud to lek wyłącznie na nocne „resetowanie” organizmu. Jeśli ktoś potrzebuje go w dzień, to radziłabym najpierw sprawdzić reakcję przy bardzo małej dawce i w bezpiecznym środowisku, np. w domu, żeby nie zaskoczyć się takim efektem „zombie”. A jeśli działa na Was inaczej – podziwiam, bo ja po nim w ciągu dnia jestem wyłączona z życia. 