Opinie Slinda

Jestem już w czwartym miesiącu brania Slindy. Dostałam ją z powodu bardzo obfitych i bolesnych miesiączek oraz anemii. Mam już końcówkę czterdziestki i z tym problemem zmagam się dosłownie od nastoletnich lat.

Przez lata próbowałam chyba wszystkich możliwych tabletek antykoncepcyjnych – i za każdym razem musiałam je odstawiać przez różne skutki uboczne: migreny, wahania nastroju, opuchlizna, przybieranie na wadze… wszystko. Miałam serdecznie dość. Byłam tak zdesperowana, że umówiłam się do ginekologa, żeby porozmawiać o usunięciu macicy, bo czułam, że tylko to może mi jeszcze pomóc wrócić do jakiejkolwiek normalności. Ale lekarka zaproponowała, żebym spróbowała jeszcze Slindy – bo nie zawiera estrogenu i może zadziała inaczej niż wszystko, co brałam wcześniej. Zgodziłam się z dużą rezerwą. I faktycznie – pierwsze dwa miesiące były trudne. Miałam potężne plamienia, praktycznie krwawiłam przez trzy tygodnie bez przerwy. Ale coś mnie tknęło, żeby nie rezygnować od razu.

I całe szczęście, że wytrwałam – od trzeciego miesiąca wszystko się ustabilizowało. Nie mam już żadnych plamień ani krwawień. I co najważniejsze – miesiączki praktycznie zniknęły, co dla mnie jest po prostu niesamowite po tylu latach męczarni. Nie zauważyłam żadnych skutków ubocznych. Serio – zero migren, zero tycia, czuję się spokojna i normalna, jakbym wreszcie dostała swoją codzienność z powrotem. Cieszę się, że dałam Slindzie szansę, choć na początku miałam już wszystkiego dość.