Opinie Symural

Jakie są Wasze doświadczenia ze stosowaniem leku Symural przy zapaleniu pęcherza? Czy rzeczywiście pomogło już po jednej saszetce, jak obiecuje ulotka? A może objawy długo się utrzymywały albo konieczna była kolejna kuracja? I najważniejsze – czy wystąpiły u Was jakieś skutki uboczne, np. biegunka, bóle brzucha albo reakcje alergiczne? Wasze opinie mogą bardzo pomóc osobom, które pierwszy raz mają ten lek przepisany i nie wiedzą, czego się spodziewać.

  • Bardzo dobrze
  • Przeciętnie
  • Słabo
0 głosujących

Brałam Symural na zapalenie pęcherza – objawy typu pieczenie, częste sikanie i ból przy oddawaniu moczu zaczęły ustępować po około dobie, a po dwóch dniach czułam już wyraźną ulgę. Faktycznie wystarczyła jedna saszetka, nie musiałam brać kolejnej. Ale… pojawiły się skutki uboczne i szczerze mówiąc, nie są łatwe do zniesienia.

Najgorsze to potworne swędzenie miejsc intymnych. Takie, że nie da się normalnie funkcjonować – rozprasza mnie to totalnie, nie mogę zasnąć w nocy, wszystko mnie drażni. Do tego mam lekki ból w dole brzucha i przez dwa dni była biegunka, ale to da się jeszcze znieść. Swędzenie natomiast doprowadza mnie do szału.

Zastanawiam się, czy któraś z Was też tak miała po Symuralu? Ile to może potrwać? Czy to minie samo, czy trzeba coś brać na złagodzenie? Nie wiem, czy to jakaś reakcja alergiczna czy może naruszenie flory bakteryjnej. Lek zadziałał na pęcherz, to fakt – ale teraz męczę się z czymś innym.

Ja już od dawna męczę się z nawracającymi zapaleniami pęcherza i powiem Wam szczerze, że większość antybiotyków kompletnie mi nie służy. Po wielu z nich miałam okropne skutki uboczne – bolał mnie żołądek, miałam biegunki, zawroty głowy, a czasem czułam się po prostu totalnie rozbita, jakby ktoś mi odciął prąd. Jeden z najgorszych był Cipronex (czyli ta cyprofloksacyna, co kiedyś się ją wszystkim na zapalenie dawało) – niby działał, ale ja po nim nie byłam sobą. I jeszcze później czytałam, że wcale nie jest już polecany, bo może robić niezłe spustoszenie w organizmie.

Dlatego jak lekarz zaproponował mi Symural, to na początku byłam trochę nieufna, bo co to za lek, który się pije raz i ma pomóc? Ale z drugiej strony pomyślałam: gorzej być nie może, a przynajmniej nie będę się męczyć przez tydzień z tabletkami. No i… zadziałał. Serio. Wypiłam wieczorem ten rozpuszczony granulat (ma taki lekki, pomarańczowy posmak, da się przełknąć) i po jakichś 40–50 minutach poczułam ulgę. Mniej parcia na pęcherz, mniejsze pieczenie, mogłam normalnie przespać noc bez latania do łazienki co godzinę. A po dwóch dniach czułam się prawie jak nowo narodzona.

Tylko, dziewczyny, moim zdaniem trzeba mieć świadomość, że to nie jest taka czysta magia, że wypijesz i wszystko cudownie znika. Symural faktycznie działa szybko i skutecznie, ale nie wybija wszystkich bakterii. Wyczytałam, że on usuwa jakieś 80–85% tych bakterii, które odpowiadają za infekcję, a resztę musi ogarnąć nasz organizm – nasza odporność. I dlatego trzeba się trochę wspomóc.

Ja po zażyciu Symuralu na kilka dni zmieniłam totalnie dietę. Odstawiłam wszystko, co może wspierać rozwój bakterii – żadnych słodyczy, żadnego białego pieczywa, zero alkoholu i nabiału. Zamiast tego piłam mnóstwo wody, jadłam lekkie posiłki, dużo warzyw, trochę kiszonek i świeżo wyciskane soki z marchewki, buraka i selera. Nie powiem, że to była wielka przyjemność, ale dzięki temu chyba udało się całkowicie pozbyć infekcji i nie było nawrotu.

I co najważniejsze – zero skutków ubocznych. Żadnego bólu brzucha, żadnych problemów z jelitami, nie rozwaliło mi flory jak inne antybiotyki. A biorąc pod uwagę, ile się nacierpiałam po tych „tradycyjnych” lekach, to naprawdę ogromna różnica. Symural to nie cud – ale jeśli się podejdzie do tego z głową i zadba o siebie, to może naprawdę pomóc bez rozwalania całego organizmu. Dla mnie to był strzał w dziesiątkę i mam nadzieję, że jeszcze długo nie będę musiała znowu po niego sięgać – ale jeśli infekcja wróci, to już wiem, po co sięgnąć.

Nie mam pojęcia, co bym zrobiła bez Symuralu. Serio. Ratuje mi życie za każdym razem, jak tylko zaczyna się u mnie zapalenie pęcherza. Mam niestety tendencję do tych infekcji – może nie jakoś często, raz czy dwa razy do roku, ale jak już się zacznie, to pieczenie i parcie są nie do zniesienia. Dlatego ZAWSZE mam przy sobie jedną saszetkę – trzymam w torebce albo w kosmetyczce, nawet jak jadę gdzieś na weekend. Tak na wszelki wypadek.

Pierwszy raz dostałam Symural od lekarza kilka lat temu, i od tamtej pory jak czuję, że coś się zaczyna – od razu go biorę. Nie czekam, aż się rozkręci. Rozpuszczam saszetkę w wodzie, wypijam i dosłownie po dwóch, trzech godzinach czuję ogromną ulgę. Objawy nie znikają może w sekundę, ale poprawa jest wyraźna i szybka.

Inne antybiotyki często na mnie nie działały. Albo pomagały tylko na chwilę, albo kończyło się skutkami ubocznymi – od żołądka, od jelit, czułam się słabo i musiałam dochodzić do siebie kilka dni. A z Symuralem nic takiego się nie dzieje. Jest lekki dla organizmu, nie rozwala flory, nie mam po nim żadnych sensacji. I najważniejsze – DZIAŁA. Za każdym razem. Ani razu mnie nie zawiódł. Dzięki Bogu, że w ogóle coś takiego istnieje.

Szkoda tylko, że w Polsce to lek na receptę, bo najchętniej miałabym go zawsze w zapasie – po jednym w torebce, po jednym w szufladzie, po jednym w bagażu podręcznym. Takie moje osobiste koło ratunkowe. Jeśli któraś z Was się męczy z nawrotami zapalenia pęcherza i jeszcze tego nie próbowała – serio warto porozmawiać z lekarzem i spróbować