Jakie są Wasze doświadczenia ze stosowaniem leku Tisercin w leczeniu zaburzeń psychicznych, bezsenności lub stanów lękowych? Czy zauważyliście uspokojenie, poprawę nastroju, zmniejszenie napięcia psychicznego lub inne korzyści? Jakie skutki uboczne wystąpiły u Was podczas terapii – np. senność, zawroty głowy, obniżenie ciśnienia, suchość w ustach, a może problemy hormonalne czy objawy neurologiczne?
Brałam Tisercin przez prawie rok i szczerze mówiąc – średnio za nim przepadałam. Działał, to fakt, ale efekt otępienia był dla mnie nie do zniesienia. Mój umysł i tak nie pracuje na najwyższych obrotach, a on tylko to pogłębiał. Czułam się jakby mi ktoś przycisnął „pauzę” w głowie. Do tego potrafił sprawić, że spałam nawet 13–14 godzin, co w praktyce oznaczało jeden wielki przestój w życiu.
W końcu zaczęłam brać go tylko okazjonalnie, może raz czy dwa razy w tygodniu, i to okazało się najlepszym wyjściem. Działał wtedy jak trzeba – bez przesady, bez zamulenia przez pół dnia. Teraz mam przepisany Onirex – usypia mnie dosłownie w ciągu kilkunastu minut, jakby ktoś mnie odciął. Ale co ciekawe – po siedmiu godzinach budzę się rześka, bez ciężkiej głowy. Biorę go tylko wtedy, gdy naprawdę bezsenność zaczyna mnie rozkładać, np. po dwóch-trzech nieprzespanych nocach z rzędu.
Nie wierzę w teksty typu „środki nasenne nie uzależniają”. Nawet jeśli fizycznie nie robią szkód, to psychicznie – owszem. Jak się człowiek raz nauczy, że „ta mała tabletka” daje sen, to potem bardzo trudno się od niej odkleić. I to może być właśnie ten mechanizm, przez który masz koszmarną noc – stres, że nie masz przy sobie leku, który dotąd cię ratował, potrafi całkowicie zablokować sen.
Stosowałam Tisercin kilka lat temu, ale po jakimś czasie sama poprosiłam o zmianę, bo to była dla mnie istna masakra. Szłam spać wieczorem, a budziłam się koło 15:00 dnia następnego – i to wcale nie oznaczało, że od razu byłam na chodzie. Potrzebowałam jeszcze kilku godzin, żeby w ogóle dojść do siebie z tego sennego zamglenia. A kiedy już się jakoś ogarnęłam, znowu zbliżała się pora na kolejną dawkę… I tak w kółko. Czułam się jakby moje życie zaczęło się kręcić tylko wokół spania i wybudzania się z tej dziwnej mgły.
Obecnie biorę chlorprotiksen i naprawdę jestem zadowolona. Pomaga mi łatwiej zasnąć, a co najważniejsze – nie wyłącza mnie na pół doby. Dawkę dostosowuję do tego, jak bardzo mam rozwalone spanie – czasem biorę mniej, czasem więcej, zależnie od nocy. Działa dużo łagodniej i nie mam po nim takiego uczucia ciężkości, jak po Tisercinie. Dla mnie zdecydowanie lepszy wybór.