Opinie Victoza

Jakie są Wasze doświadczenia ze stosowaniem leku Victoza w leczeniu cukrzycy typu 2 lub w redukcji masy ciała? Czy zauważyliście poprawę w kontrolowaniu poziomu cukru we krwi, spadek apetytu, utratę kilogramów lub inne korzyści? Jakie działania niepożądane pojawiły się w trakcie terapii – nudności, biegunki, ból brzucha, zawroty głowy czy może reakcje w miejscu wkłucia? Wasze opinie mogą być bardzo cenne dla osób, które rozważają rozpoczęcie leczenia Victozą albo mają podobne problemy zdrowotne.

  • Bardzo dobrze
  • Przeciętnie
  • Słabo
0 głosujących

Zaczęłam brać Victozę jakieś 6 tygodni temu z myślą o zrzuceniu wagi. Na początku ważyłam 106 kg przy wzroście 184 cm (mam 43 lata). Dziś ważę 94 kg, czyli jakieś 10–11 kilo mniej i naprawdę jestem w szoku, że coś w końcu zaczęło działać.

Pierwsze dwa tygodnie to była masakra – ciągle mi było niedobrze, zero energii, czułam się jakbym miała grypę żołądkową na pół etatu. Zaczęłam od 0,6 mg, potem po kilku dniach wskoczyłam na 1,2 mg, ale szczerze mówiąc – chyba za szybko. Gdybym miała zaczynać jeszcze raz, to bym spokojnie miesiąc siedziała na 0,6, aż organizm by się przyzwyczaił.

I powiem jedno – dobrze, że nie rzuciłam tego po pierwszym tygodniu, bo serio po raz pierwszy od lat czuję, że mam kontrolę nad jedzeniem. Nie ciągnie mnie do lodówki, nie przeglądam szafek, nie myślę obsesyjnie o jedzeniu. Ba, ja czasem muszę się zmusić, żeby coś zjeść – a dla osoby, która zawsze jadła emocjonalnie, z nudów albo „bo coś słodkiego by się przydało” – to jest naprawdę coś niesamowitego.

Jeśli chodzi o koszty, to u nas w Polsce nie jest różowo. Ja płacę za opakowanie Victozy (czyli 2 peny po 3 ml) jakieś 600 zł, czasem da się znaleźć taniej za 500–550 zł. Starcza mi to na około 25 dni przy dawce 1,2 mg. Więc miesięcznie wychodzi około 600–700 zł – i to niestety nie jest refundowane, przynajmniej nie dla osób bez cukrzycy. Ale z drugiej strony – naprawdę mniej wydaję na jedzenie, bo nie mam napadów głodu, nie zamawiam fast foodów, nie robię zakupów impulsywnych.

Jak osiągnę cel (chciałabym zejść do 80–85 kg), to planuję zejść z dawką z powrotem na 0,6 mg, żeby zobaczyć, czy da się to utrzymać bez pełnej dawki.

Jestem dopiero trzy dni po pierwszym zastrzyku z Victozy, a już waga spadła o 4 kg! Wiem, że to głównie woda, ale i tak czuję się świetnie – dawno nie miałam takiego pozytywnego kopa na start.

Zaczęłam też liczyć kalorie, co wcześniej było dla mnie nie do pomyślenia, bo byłam ciągle głodna. A teraz? Dzisiaj zjadłam niecałe 1000 kcal i w ogóle nie czułam potrzeby dokładania czegokolwiek. Dla mnie to jakiś kosmos, bo wcześniej myślałam tylko o jedzeniu, szczególnie wieczorem.

Jeśli chodzi o skutki uboczne, to póki co tylko lekki ból głowy, ale naprawdę do wytrzymania. Wczoraj przesadziłam z kolacją – był stek, batat i dynia – i potem miałam delikatne skurcze brzucha, ale to raczej przez to, że zjadłam za dużo. Czułam już, że mam dość, ale jak to ja – musiałam dokończyć. Teraz wiem, że następnym razem trzeba przestać kilka kęsów wcześniej.

Biorę Victozę wieczorem, zawsze przed snem, i obecnie jestem na dawce 0,6 mg. Zastrzyk praktycznie niewyczuwalny, nie boli nic a nic. Na razie jest super, ale za parę tygodni znowu dam znać, jak idzie dalej. Jeśli ktoś tak jak ja nie ma żadnej kontroli nad apetytem, to serio – polecam spróbować.

Ja mam insulinooporność i zespół policystycznych jajników (PCOS), a od sierpnia 2014 jestem na Victozie. Początkowo bardzo się wahałam, ale po tylu latach walki z wagą i cukrem – postanowiłam spróbować. Zaczęłam od 0,6 mg, potem przez dwa tygodnie powoli zwiększałam dawkę do 1,8 mg. Przez pierwszy tydzień było mi trochę niedobrze, ale dało się przeżyć.

Wcześniej brałam aż 2500 mg metforminy dziennie, i ani waga, ani cukier nawet nie drgnęły. Nic. Jakby ciało było odporne na wszystko. A tu – dosłownie cud. Od połowy sierpnia do połowy listopada schudłam 16 kg i w końcu mam poczucie, że coś działa. Nadal biorę metforminę, ale efekty są dzięki Victozie. Lekarka i jej zespół byli w szoku, jak zobaczyli moje wyniki i zmianę wyglądu.

Rzadko kiedy jestem głodna, czasem wręcz zapominam zjeść. Zdarza mi się mieć dziwne uczucie w żołądku – takie nie do końca mdłości, bardziej coś pomiędzy ssaniem a skurczem. Sama nie wiem, czy to przez to, że zjadłam coś nie tak, czy może nie zjadłam w ogóle – i co ciekawe, nic wtedy nie pomaga, tylko sen. Po przespaniu się przechodzi.

W pasie zeszło mi ponad 25 cm, dosłownie wszystko ze mnie spada. Doszło do tego, że ludzie pytają, czy nie jestem chora, bo tak szybko chudnę i ubrania wiszą na mnie jak worki. Trochę się śmieję, że narzekam na to, że chudnę za szybko – ale po tylu latach ciągłej walki z wagą, dietami i bezsilnością – czuję się, jakby ktoś w końcu dał mi narzędzie, które naprawdę działa.

Ważę teraz 78 kg, a zaczynałam od ponad 110.
To pierwsza rzecz, która realnie zmieniła moje życie.

Jestem na Victozie od 6 tygodni, biorę ją razem z metforminą, bo mam insulinooporność i chcę zrzucić wagę. Na ten moment schudłam już 8 kilo, zostało mi jeszcze do zrzucenia jakieś 11–12.

Na początku brałam zastrzyk rano i po 8–10 godzinach miałam mdłości nie do zniesienia. Zmieniłam porę na około 16–17 i to był strzał w dziesiątkę – teraz śpię przez te nudności i nie odczuwam ich już tak mocno. Zdecydowanie czuję, że lek tłumi apetyt. Jem teraz jak normalny, szczupły człowiek – nie muszę się opychać, nie mam zachcianek, czuję się syta po normalnej porcji. To coś, czego nie znałam od lat. Mam trochę częstsze bóle głowy, ale ibuprofen załatwia sprawę. I tak uważam, że to nic w porównaniu z tym, jak dobrze działa Victoza. Jestem mega wdzięczna mojej ginekolożce, że wysłała mnie do endokrynologa – dopiero wtedy zrozumiałam, że moje problemy z wagą to nie tylko „brak silnej woli”. To nie lenistwo, nie objadanie się ze słabości. To czysta biologia, problemy z hormonami i gospodarką cukrową. Pierwszy raz od dawna nie obwiniam się o to, że tyję – tylko czuję, że mam w rękach konkretne narzędzie, które w końcu działa. Jestem naprawdę zadowolona z tego leku.

Zaczęłam brać Victozę jakieś dwa lata temu. Od tamtej pory schudłam 22 kg – i to nie tylko dzięki lekom, bo zmieniłam sposób odżywiania i zaczęłam się więcej ruszać. Ale prawda jest taka, że to właśnie Victoza dała mi ten pierwszy impuls, taki kopniak w dobrą stronę.

Zanim zaczęłam leczenie, miałam bardzo wysokie cukry – często powyżej 200 mg/dl, a na czczo między 140 a 180. To był dramat. W pewnym momencie mój poziom HbA1c wynosił 8, co znaczyło już naprawdę poważne problemy. Po włączeniu Victozy wszystko się zmieniło – cukry na czczo mam teraz w okolicach 100, a ostatni wynik HbA1c to 6,5. Ogromna różnica i naprawdę coś, co daje nadzieję, że da się to opanować. Sama obsługa leku to bajka – używam pena z igłą 32G, długość 5/32 cala, czyli bardzo cienką i krótką. Prawie nic nie czuć, serio. A jak trzymam Victozę w temperaturze pokojowej, to zastrzyk jest dosłownie niewyczuwalny. Żadnego bólu, żadnego dyskomfortu. Poza Victozą biorę też metforminę dwa razy dziennie. I co ciekawe – zero problemów z żołądkiem, żadnych skutków ubocznych ze strony przewodu pokarmowego, nawet na początku. Naprawdę dziękuję Bogu, że mój lekarz zdecydował się na zmianę leczenia. Nie wiem, gdzie bym dziś była, gdyby nie ta decyzja.