Alventa, zawierająca wenlafaksynę jako substancję czynną, zaczyna oddziaływać na organizm pacjenta zaraz po rozpoczęciu terapii. Jednakże pełne efekty terapeutyczne leku, takie jak poprawa nastroju czy redukcja lęku, mogą stać się widoczne dopiero po kilku tygodniach regularnego stosowania.
Hej, mam pytanie do Was, może ktoś miał podobnie. Od tygodnia biorę Alventę (75 mg) na depresję i lęki. Wiem, że to nie działa od razu, ale ja już się niecierpliwię… Mam wrażenie, że wcale nie czuję poprawy, a wręcz jestem jeszcze bardziej nerwowa i mam problemy ze snem. Czy ktoś mógłby się podzielić, po ilu dniach czy tygodniach poczuliście pierwszą poprawę? Czy na początku też było gorzej? Bardzo się boję, że to nie zadziała i znowu wszystko pójdzie na marne…
Nie martw się, ja miałam identycznie. Jak zaczynałam brać Alventę, to przez pierwsze 2 tygodnie było gorzej niż lepiej. Serio. Miałam takie lęki, że bałam się wyjść z domu, serce mi łupało jak młot, nie mogłam spać, a do tego byłam rozdrażniona jak osa. Ale lekarz mnie uprzedził, że to minie i żeby wytrzymać. No i miał rację – po trzech tygodniach zaczęłam się czuć spokojniejsza, jakby wszystko wracało do normy. Po miesiącu to już niebo a ziemia – przestałam płakać bez powodu, miałam więcej siły, mniej czarnych myśli. Teraz biorę już Alventę 6 miesięcy i czuję się dobrze. Głowa spokojniejsza, serce nie wali, zaczęłam znowu jeździć rowerem. Więc daj sobie czas i nie panikuj – najgorsze na początku, potem będzie lepiej, serio.
U mnie zaczęło działać dopiero po pełnych 5 tygodniach, więc nie ma co się sugerować pierwszymi dniami. Też miałem taki moment, że chciałem rzucić to w cholerę, bo nic się nie zmieniało, a wręcz miałem wrażenie, że jest gorzej. Ale mój psychiatra powiedział, że wenlafaksyna (czyli Alventa) potrzebuje czasu, żeby się ustabilizować w organizmie. Poza tym dużo zależy od dawki – ja zaczynałem od 75 mg, potem po 2 tygodniach przeszliśmy na 150 mg i dopiero wtedy ruszyło.
Powiem Ci tak – cierpliwość jest kluczem. To nie paracetamol, że po godzinie ból głowy mija. Trzeba to potraktować jak maraton, nie sprint. Ja teraz, po 8 miesiącach, funkcjonuję jak człowiek. Znowu się śmieję z głupot, wychodzę do ludzi, nie czuję tego przytłaczającego ciężaru. Ale pierwsze tygodnie – masakra. Trzymaj się, Marzena. Dasz radę.
Też miałam lęki, takie że nawet w sklepie robiło mi się słabo. Lekarz przepisał mi Alventę, na początku 37,5 mg, potem 75 mg. I powiem szczerze – pierwsze dwa tygodnie to był dramat. W nocy nie spałam, rano płakałam, czułam jakby mi się świat kończył. Ale trzymałam się tego, co powiedział lekarz – że to minie. I tak po ok. 3 tygodniach zaczęłam mieć takie momenty, że czułam się… normalnie. Jakby ktoś na chwilę zabrał to napięcie z głowy.
I to były takie przebłyski na początku – parę godzin dziennie lepszego samopoczucia. A potem to już coraz częściej i dłużej. Teraz biorę już ponad 4 miesiące i mam wrażenie, że odżyłam. Bawię się z dziećmi, mam siłę na zakupy, nawet zaczęłam chodzić na zumbę raz w tygodniu Więc głowa do góry! Początki są ciężkie, ale warto wytrzymać.
Widzę że wiele osób już Ci napisało mądrze, ale dorzucę swoje trzy grosze. Ja brałem Alventę 2 razy w życiu. Pierwszy raz jakieś 10 lat temu – wtedy poprawa była szybciej, chyba już po 2 tygodniach. Drugi raz wróciłem do niej w zeszłym roku, i wtedy dopiero po 6 tygodniach poczułem prawdziwą ulgę. I to było jak przełom – nagle zniknęła mgła w głowie, przestałem się budzić z dusznościami, no zupełnie inna jakość życia.
Ale początki? Koszmar. Drżenie rąk, mdłości, zero snu, lęki jeszcze większe niż przed lekiem. Myślałem, że się wycofam. Ale miałem dobrą lekarkę – powiedziała: „Grzesiek, wytrzymaj miesiąc, a potem sam zdecydujesz”. I wytrzymałem. I dziś wiem, że to była dobra decyzja. Trzeba przetrwać najgorsze, a potem można naprawdę odbudować siebie na nowo.