Femoston jest lekiem hormonalnym stosowanym w leczeniu objawów menopauzy, takich jak uderzenia gorąca, poty nocne czy suchość pochwy. Efekty działania tego leku zazwyczaj zaczynają być zauważalne po kilku tygodniach regularnego stosowania, ale czas ten może różnić się w zależności od indywidualnej reakcji organizmu na leczenie.
Dziewczyny, może któraś brała Femoston i mi powie, kiedy w końcu przychodzi jakaś poprawa? Biorę od niecałych 3 tygodni, głównie na problemy z cyklem i wahania hormonów (estradiol niski), ale na razie czuję się jakby wszystko było jeszcze bardziej rozchwiane… Coś tam mnie kłuje, coś boli, mam plamienia, no i ogólnie cały czas taka jakaś jestem rozbita. Gin mówi, że trzeba poczekać, ale może któraś z Was miała podobnie i powie mi, kiedy się wszystko jakoś unormowało. Dziękuję z góry za każdą odpowiedź!
Brałam Femoston przez 4 miesiące, więc coś tam mogę Ci napisać od siebie… U mnie początki to była MASAKRA EMOCJONALNA, nie będę ściemniać. Myślałam, że ten lek wcale mi nie pomaga, tylko wszystko rozwala. Też miałam plamienia praktycznie non stop, do tego bóle jajników, śluz dziwny, i wrażenie jakby mi się zaraz miało coś wydarzyć dziwnego w brzuchu
Pierwsze uspokojenie hormonów i ogólne “zejście z huśtawki” poczułam gdzieś tak po miesiącu, ale tak naprawdę dopiero po drugim opakowaniu (czyli jakieś 6-7 tygodni) miałam ten moment, że wreszcie złapałam równowagę. Wcześniej to dosłownie codziennie chciałam przestać brać, bo czułam się jak wrak człowieka. Ale wytrwałam.
U mnie gin też mówił, że trzeba przeczekać te pierwsze tygodnie, bo organizm musi się nauczyć “jechać” na tym nowym zestawie hormonów. Wiesz, to jak z jazdą autem – jak wlejesz inny olej, to przez chwilę wszystko chodzi inaczej, aż się ustabilizuje
Więc głowa do góry. Jak Cię nie boli jakoś dramatycznie, nie masz jakichś mega krwotoków albo niepokoju w stylu “tu jest coś bardzo nie tak”, to daj sobie czas. Ja teraz mam cykl jak w zegarku i nie płaczę co dwa dni bez powodu, a wcześniej to był standard
Stosowałam Femoston rok temu, a teraz moja siostra go bierze, więc trochę mam porównania. I od razu Ci powiem: 3 tygodnie to jeszcze nic. W sensie – coś może się dziać, ale to jeszcze faza przystosowania. Ja miałam tak, że dopiero po pełnym miesiącu (czyli jak skończyłam pierwsze opakowanie) zaczęłam się czuć, że coś działa. Ale taki konkretny spokój i wyciszenie objawów (uderzenia gorąca, nerwy, rozdrażnienie, skakanie cyklu) to dopiero po drugim miesiącu.
Moja siostra teraz jest właśnie w 5. tygodniu i dopiero w tym tygodniu powiedziała mi, że “zaczyna w końcu działać”. Wcześniej też płakała, bolał ją brzuch, ciągle plamienia, ale gin mówił, że tak może być – i że do trzech miesięcy organizm się przyzwyczaja. A ona jeszcze się naczytała jakichś komentarzy w necie i już chciała przerywać, bo myślała, że to coś złego.
Z doświadczenia powiem Ci jedno: jeśli nic poważnego się nie dzieje, nie masz zakrzepów, nie krwawisz litrami ani nie mdlejesz, to daj sobie szansę na te 2–3 miesiące. U większości dziewczyn poprawa przychodzi, ale z opóźnieniem. Organizm potrzebuje chwili, żeby się „przestawić”.