Po jakim czasie działa Oroes?

Leki przeciwdepresyjne, takie jak Oroes, nie działają natychmiastowo i potrzebują czasu, aby zacząć działać efektywnie. Oroes, jako inhibitor wychwytu zwrotnego serotoniny i noradrenaliny (SNRI), wpływa na poziom tych neurotransmiterów w mózgu, ale zmiana ta nie przekłada się od razu na poprawę objawów.


Temat jest powiązany z: https://medyk.online/lek/oroes/po-jakim-czasie-dziala-oroes/

Cześć wszystkim. Mam pytanie do osób, które biorą lub brały Oroes – po jakim czasie zaczęliście odczuwać jakiekolwiek działanie? Lekarz mówił o kilku tygodniach, ale ja biorę go już prawie 2 tygodnie i nic się nie zmienia… Nadal jestem napięta, budzę się z lękiem, mam ochotę tylko leżeć. Zaczynam się martwić, że u mnie to nie zadziała. Dajcie znać, jak to u Was było – czy też czekaliście długo?

Dokładnie pamiętam jak dziś. Też mi mówili, że trzeba dać czas, że minimum 2–4 tygodnie. A ja po 10 dniach już panikowałam, że nic nie działa, że jestem jakaś inna, że może to lek nie dla mnie. Budziłam się w nocy z bijącym sercem, miałam ściśnięty żołądek i płakałam dosłownie o byle co. Mąż wtedy mówił: „Magda, przecież to dopiero początek, weź nie wariuj”. I miał rację. Dopiero w trzecim tygodniu coś puściło. Taki dziwny moment, że obudziłam się rano i pierwszy raz nie miałam wrażenia, że chcę zniknąć.
Teraz jestem już kilka miesięcy na 10 mg i czuję, że żyję. Nadal mam gorsze dni, ale to niebo a ziemia w porównaniu z tym, co było. Więc moja rada: wytrzymaj. Serio. To nie paracetamol, że działa po godzinie. Daj sobie ten miesiąc, ale też obserwuj, czy nie ma skutków ubocznych. U mnie były tylko nudności na początku. Trzymaj się mocno :heart:

No to ja też się podzielę, bo może komuś się przyda. Ja Oroes zaczęłam brać w zeszłym roku w listopadzie. Było ciemno, zimno, ja już na skraju wytrzymałości. Lęki mnie tak ściskały w klatce, że nie mogłam oddychać. Na początku nie czułam nic oprócz bólu głowy i senności. Dosłownie jakby ktoś mnie zamienił w warzywko. Chciałam rzucić to w cholerę. Ale córka mi powiedziała: „Mamo, poczekaj jeszcze trochę. Przecież to dopiero 10 dni”.

No i co? Minęły dokładnie 4 tygodnie i dopiero wtedy poczułam, że świat mi trochę odpuścił. Tak jakby ktoś mi zdjął z pleców worek z kamieniami. Potem było coraz lepiej. Teraz mam więcej cierpliwości do ludzi, do siebie, przestałam się bać wychodzić sama na spacer. Ja się długo broniłam przed lekami, ale jak widzę, jak mi pomogło – to żałuję, że tyle czekałam.
Więc kochana – daj sobie czas. I nie odpuszczaj po dwóch tygodniach. Wiem, że czekanie jest najgorsze, ale warto. Trzymam kciuki!