Paroksetyna, podobnie jak inne leki z grupy selektywnych inhibitorów zwrotnego wychwytu serotoniny (SSRI), nie działa natychmiastowo. Ogólnie, pacjenci mogą zauważyć początkową poprawę w swoich objawach po 1-2 tygodniach regularnego przyjmowania leku. Maksymalna efektywność leku często jest widoczna po 4-6 tygodniach stosowania.
Hej, mam pytanie do osób, które biorą albo brały paroksetynę. Po jakim czasie zaczęliście czuć, że lek w ogóle działa? Bo ja biorę już tydzień 20 mg i mam wrażenie, że nic się nie zmienia. A może nawet gorzej. Jak to było u Was?
Też miałam tak, że brałam ten lek i tylko siedziałam i się zastanawiałam, „czy już coś czuję?”, „czy to już powinno działać?”. U mnie zaczęło się coś ruszać dopiero po trzech tygodniach. Na początku to w ogóle było tylko gorzej – mdłości, uczucie jakbym była zawieszona w próżni, senność taka, że z ledwością ogarniałam dzieci do szkoły.
Ale dałam sobie czas, bo wcześniej brałam inne leki i wiedziałam, że SSRI tak mają. Pierwszy przebłysk nadziei poczułam pod koniec 3. tygodnia – jak poszłam sama na zakupy i nie miałam tej fali lęku przy kasie, która wcześniej rozwalała mi dzień. Potem było już coraz lepiej, powoli, ale stabilnie.
Dziś mija prawie rok odkąd odstawiłam paroksetynę. Pomogła mi wyjść z największego dołka, i choć początki były kiepskie, to warto było przetrwać te pierwsze tygodnie, serio. Trzymam kciuki, żeby u Ciebie też ruszyło – ale nie oceniaj po tygodniu, za wcześnie.
Słuchaj, na reddicie siedzę od lat i co chwila ktoś pisze „hej, biorę paroksetynę 7 dni, nic nie czuję, co robić”. I odpowiedź jest zawsze ta sama: cierpliwość, ziomek, cierpliwość. U mnie zaczęło działać dopiero gdzieś w 5. tygodniu, ale to była poprawa „na raty”. Najpierw przestałem się tak pocić ze stresu, potem wrócił apetyt, potem jakoś mniej analizowałem wszystko w głowie.
Na początku – tragedia. Czułem się jakbym miał kaca, a nawet nie piłem. Rozdrażnienie, takie jakby „przewrażliwienie na dźwięki”, i ten moment, kiedy siedzisz i nie wiesz czy masz płakać, czy kogoś opieprzyć. Ale potem, serio, nagle zorientowałem się, że od tygodnia nie miałem ataku paniki.
Nie oczekuj, że Ci nagle zaskoczy jak energetyk – to nie ibuprofen. Ale jak dasz temu czas, to nagle złapiesz się na tym, że funkcjonujesz, że nie boisz się ludzi i że dzień jakoś się toczy bez paraliżu. Paroksetyna działa, tylko musi się rozkręcić. Wiem, że tydzień to wieczność w depresji, ale serio – poczekaj. Nie zmieniaj za szybko, nie kombinuj.
Z moim życiem i historią z lekami, to ja mogłabym książkę napisać. Paroksetynę zaczęłam brać po śmierci męża, kiedy wszystko się rozjechało – i w głowie, i w sercu, i w ciele. Spać nie mogłam, jeść nie mogłam, w domu cisza i pustka. Psychiatra powiedział: spróbujemy z paroksetyną. No i zaczęło się.
Pierwsze dwa tygodnie to była masakra. Bóle głowy, uczucie jakby mi ktoś mózg watą wypchał. Ale ja jestem z tych upartych, co już swoje wiedzą. Trzymałam się zaleceń i czekałam. Po 4 tygodniach… nie wiem, czy to był cud, czy chemia, ale rano wstałam i poczułam, że… nie płaczę. Że mogę zaparzyć herbatę i nie mam tego ściśnięcia w żołądku.
Zaczęło się powolutku układać. Potem już coraz lepiej. Po dwóch miesiącach wróciłam do pracy w bibliotece, do ludzi, do świata. Więc jeśli pytasz „po jakim czasie działa”, to mówię: nie nastawiaj się na szybki efekt. Ale jak przetrwasz pierwsze tygodnie, to bardzo możliwe, że życie wróci na swoje miejsce. Może nie od razu, ale wróci.