Po jakim czasie poprawa po Tamiflu?

Pierwsze efekty Tamiflu można zauważyć po 24–48 godzinach od rozpoczęcia leczenia – zmniejsza się gorączka, osłabienie i bóle mięśni. Lek skróci chorobę średnio o 1–2 dni, ale najlepiej działa, jeśli zostanie przyjęty w ciągu pierwszych 48 godzin od wystąpienia objawów.


Temat jest powiązany z: https://medyk.online/lek/tamiflu/po-jakim-czasie-poprawa-po-tamiflu

Hej wszystkim,
Ja to już normalnie tracę cierpliwość… W niedzielę złapało mnie jakieś totalne cholerstwo – gorączka 39, trzęsło mną jak przy -20 stopniach, mięśnie bolały jakbym maraton przebiegła (chociaż ja nawet na autobus nie biegam), głowa pękała, a do tego kaszel, taki co wyrywa płuca razem z żebrami. Mój mąż, jak to typowy chłop, od razu uznał, że „to pewnie przeziębienie, wypocisz i przejdzie”. Ale ja czułam, że to coś grubszego.

Poszłam do lekarza i BUM – grypa, proszę pani, klasyczna, książkowa, jak z podręcznika. Dostałam Tamiflu, wzięłam pierwszą dawkę jeszcze w przychodni i myślę sobie – no dobra, szybka akcja, zaraz poczuję ulgę. Tylko, że NIE!

Mijają 24 godziny – NIC. Mijają 48 godzin – dalej NIC. Jestem już na trzecim dniu i nadal czuję się, jakbym miała umrzeć. Mąż, co ciekawe, już mnie żegnał w myślach i zastanawiał się, czy dam radę spisać testament. No bo serio – wzięłam ten Tamiflu na samym początku choroby, a tu żadnej różnicy!

Czy ktoś miał tak, że ten lek działał z opóźnieniem? Albo w ogóle nie działał? Kiedy u was przyszła poprawa? Bo ja już zaczynam wątpić, czy ten lek to nie jakieś placebo na bogato…

Ja w zeszłym roku myślałam, że naprawdę mnie wyniosą nogami do przodu. Dostałam grypę jak dzwon, temperaturę miałam 39,5 przez trzy dni, spałam w kałuży własnego potu, a mój kot patrzył na mnie jak na przyszłe zwłoki. Też miałam Tamiflu i… no cóż, powiem tak – to nie jest cudotwórca.

U mnie poprawa przyszła dopiero trzeciego dnia, ale i tak nie jakaś spektakularna. Zeszła mi gorączka, ale dalej byłam osłabiona jak po przebiegnięciu półmaratonu bez treningu. Kaszel został jeszcze długo, zmęczenie też, a jak wróciłam do pracy po tygodniu, to koleżanka spojrzała na mnie i powiedziała: „Boże, Jolka, ale ty jeszcze chora!”. Tylko że ja już nie byłam chora – ja po prostu wyglądałam jak śmierć na zwolnieniu warunkowym.

Z tego, co wiem, to u niektórych działa szybciej, u niektórych wolniej. Moja siostra brała i mówi, że po dwóch dniach czuła się już prawie zdrowa, a ja to się wlokłam jak przysłowiowy trup. Wydaje mi się, że to zależy od organizmu i tego, czy grypa zdążyła się już rozhulać.

Tak że, Monia, cierpliwości. Pij dużo, śpij dużo, rób sobie gorące herbatki i nie licz, że wstaniesz jutro jak nowo narodzona. Grypa to perfidna franca, ale minie. :muscle:

A mężowi powiedz, że jak on kiedyś zachoruje, to ma to „wypocić” i nie jęczeć, a ty sobie wtedy spokojnie włączysz seriale i będziesz udawać, że go nie słyszysz. :joy: