Ooo, ziomek, witaj w klubie. Też przez to przechodziłem. I pamiętam, że myślałem to samo – czy ja sobie przypadkiem nie zrobiłem większego problemu niż miałem?
Brałem Naltex przez kilka miesięcy i pierwszy tydzień to była istna jazda bez trzymanki. Miałem dokładnie to samo – dziwne napięcia mięśni, budzenie się w nocy, jakby mnie ktoś przeciągał jak sprężynę, a do tego zero chęci na cokolwiek. Przychodziła 17:00, a ja miałem wrażenie, że dzień już się skończył i mogę się położyć jak jakaś roślina doniczkowa.
Najgorzej wspominam to uczucie, jakby mi ktoś zgasił emocje. Normalnie człowiek coś czuje – wkurzenie, ekscytację, cokolwiek. A ja miałem wrażenie, że ktoś mi przekręcił pokrętło na „wszystko jedno”. Pamiętam, jak siedziałem na kanapie i patrzyłem w ścianę, a moja dziewczyna pytała: „Co się z tobą dzieje? Halo, jesteś tam?” A ja serio nie wiedziałem, co odpowiedzieć, bo w środku miałem pustkę.
Ale! Jest jedna dobra wiadomość – to mija. Serio.
U mnie po dwóch tygodniach ciało zaczęło się ogarniać. Przestałem się budzić co chwilę w nocy, ten dziwny paraliż i napięcie mięśni też powoli się uspokoiły. Najgorsze było czekanie, ale gdybym wtedy odpuścił, pewnie do dziś miałbym te same problemy, co kiedyś.
Nie wiem, jak to wygląda u Ciebie, ale mi pomogło kilka rzeczy:
- Branie leku wieczorem, a nie rano. Rano czułem się jak zombie, ale jak brałem przed snem, to przynajmniej pół dnia miałem normalne.
- Jedzenie konkretnego posiłku przed tabletką. Serio, spróbuj. Nie kawę i suchara, tylko coś ciepłego i normalnego. Pomogło mi z nudnościami.
- Spacer przed snem. Nie wiem, czemu, ale jak się trochę zmęczyłem fizycznie, to lepiej spałem.
Jeśli to Cię jakoś pocieszy – jesteś w momencie, w którym wszyscy, którzy zaczynają, mają ochotę rzucić to cholerstwo. Ale jeśli dasz sobie trochę czasu, jest spora szansa, że organizm się dostosuje.
Trzymaj się i nie rezygnuj od razu! Jakby coś, pisz, bo znam ten stan aż za dobrze. 